Dramat w Sychem
Brama ze starożytnego Tel Dan. Brama miasta Sychem mogła być do niej podobna
Po przekroczeniu Jordanu Jakub znalazł się na ziemi obiecanej przez Boga jemu i jego przodkom. Teraz wędrował przez nią z całą rodziną.
„Potomstwu temu daję ten kraj” - tak często słyszał te słowa powtarzane przez Izaaka. Gdy wtedy patrzył na swego ojca, jedynego syna Abrahama, owe obietnice wydawały mu się nierealne. Byli sami pośród silnych narodów zamieszkujących ziemię Kanaanu. Teraz, po długich wędrówkach i zmaganiach wiedział, że jest inaczej. I nie chodziło tylko o liczebność jego rodziny. Nauczył się dostrzegać obecność Boga, Dawcy obietnicy. Zobaczył, że słowo raz przez Niego wypowiedziane realizuje się konsekwentnie, choć niekiedy zanim to nastąpi musi upłynąć długi czas. Czemu tak jest? Dlaczego trzeba tak długo oczekiwać na spełnienie obietnic? Choć Jakub nie znał odpowiedzi, to jednak przeczuwał, że w słowie Boga jest skryta jakaś znacząca tajemnica dotycząca przyszłego losu wszystkich ludzi. To dlatego jego przodkowie tak bardzo starali się, by owo słowo nie zostało zapomniane, a on sam zmagał się ze wszystkich sił, by stało się ono częścią jego życia. Choć nie wiedział wszystkiego, to w głębi serca czuł, że Bóg obdarzył go niezwykłą misją związaną z owym słowem. To odczucie dodawało mu siły w wędrowaniu. Przynaglało, by powrócić i osiąść w ziemi obietnicy. A jednak wracając nie skierował swych kroków do domu ojca. Poszukał dla siebie nowego miejsca, tak jak gdyby wiedział, że teraz jego życie ma otwierać kolejny krąg obietnicy danej przez Boga.
Świadek obecności Boga
Pierwszy postój Jakuba w ziemi Kanaanu miał miejsce nieopodal Sychem. Tam nabył kawałek pola. Zapłacił za nie, by stało się jego własnością. Rozbił na nim swój namiot jak wędrowiec, który zatrzymuje się tylko na chwilę, a potem zmierza dalej, ku ostatecznemu celowi. Na tej ziemi zbudował ołtarz, by oddawać cześć Bogu. Przez tę budowlę stał się świadkiem obecności Jedynego Boga. Ukazywał Go jako Pana ziemi, na którą wkroczył. Jednak pobyt na owej ziemi wiązał z dalszymi zmaganiami. Był przecież pośród obcych ludzi. I nie chodziło tylko o to, że nie należeli oni do jego rodu. Ci ludzie czcili wielu bogów, a ich życie było naznaczone planami dalekimi od tego, co w serce człowieka wpisał Stwórca. Takie sąsiedztwo niosło ryzyko odstępstwa od drogi, na jaką Jakub wkroczył za swymi przodkami i którą poprowadził swoje dzieci. Problem pojawił się znacznie szybciej, niż można się było tego spodziewać. A wszystko zaczęło się od sprawy pozornie zwyczajnej.
Uczucia i zbrodnia
Córka Jakuba, Dina zapragnęła przyjrzeć się kobietom, które żyły w kraju kananejskim. Nie spodziewała się, że jej uroda rozpali serce Sychema, kananejskiego księcia. Ten nie zapanował nad swoją żądzą i w efekcie doszło do gwałtu. Czy uczucia odebrały mu zdolność kierowania swymi czynami, czy też uważał, że władza daje mu prawo do wszystkiego? Nie mniej po tym, co się stało zapragnął pojąć Dinę za swą żonę. Wysłał do Jakuba swego ojca z prośbą o zgodę na małżeństwo. Jednak przed posłem dotarła do Patriarchy wiadomość o nieszczęściu, jakie spotkało jego córkę. Wobec krzywdy swego dziecka milczał pełen bólu wypełniającego ojcowskie serce. Czekał na swoich synów, by podjąć decyzję o tym, co zrobić w tej sytuacji. Gdy oni powrócili i usłyszeli o tym, co spotkało ich siostrę, ich serca ogarnął smutek i gniew. Czyn Sychema był zbrodnią. Powrót synów Jakuba zbiegł się z przybyciem ojca Sychema - Chamora. On mówił o uczuciach swego syna oraz przedstawił propozycję małżeństwa. Zaoferował również pozostałym synom Jakuba małżeństwo z córkami swego ludu. Obiecywał, że w ten sposób będą mogli zdobyć ziemię do zamieszkania. Słuchali go z zaciśniętymi wargami. Czy mogli ufać słowom człowieka, którego syn zhańbił ich siostrę? Co gorsze, on namawiał do odstępstwa od tego, do czego wzywał ich Bóg. A przecież to Bóg, a nie Chamor był władcą ziemi. Jeśli przyjęliby jego propozycję, to tym samym odrzuciliby samego Boga, stawiając na Jego miejsce jednego z ziemskich władców. Staliby się tym samym jego poddanymi.
Pragnienie zemsty
Obawy wzmocnił gniew. On poprowadził synów Jakuba do podstępu. Postawili warunek przyjęcia oferty: mężczyźni z ludu Chamora muszą poddać się obrzezaniu. Dalszy przebieg wypadków pokazał faktyczne zamiary obu stron. Chamor i jego syn zebrali swój lud w bramie miasta, gdzie zgodnie ze zwyczajem załatwiano wszystkie sprawy ważne dla całej społeczności. Powiedzieli, że pragną, by synowie Jakuba stali się częścią ich narodu. Wtedy przejmą cały ich majątek. Gdyby tak się stało, ród Jakuba przestałby być ludem Boga i powróciłby na drogę pogańskiego życia. Za propozycją Chamora złożoną Jakubowi stał więc plan przeciwny Bożym zamiarom, pułapka, która miała prowadzić do porzucenia dróg nakreślonych przez Boże obietnice.
Ale i synowie Jakuba nie byli szczerzy w tym, co mówili wobec Chamora. Gniew i pragnienie zemsty rodziły w ich sercach zamiary odmienne w stosunku do wypowiedzianych słów. Reagowali tak, jak nakazywało im prawo tamtych czasów. Pohańbienie czci domaga się rekompensaty. Tą była krew winowajców. Dwóch braci: Symeon i Jakub w trzecim dniu po obrzezaniu poddanych Chamora wtargnęło do miasta. Zabili wszystkich mężczyzn mszcząc się za swoją siostrę. Pozostali bracia dopełnili zemsty rabując miasto. Plan Kananejczyków obrócił się przeciw nim. Odrębność Izraela została ocalona. Ale jej ceną była nieprzyjaźń rozdzielająca obydwa narody. Na wieść o tym, co się stało, Jakub wypowiedział słowa pełne grozy. Uważał, że jego synowie sprowadzili nieszczęście na niego i jego ród - wrogość pogańskich ludów. Jednak synowie sprzeciwili się ojcu. Uznali, iż nie mogli pozwolić, by ich siostrę traktowano jak nierządnicę. Pierwsze spotkanie z ludem Kanaanu stało się przestrogą przed układaniem wspólnego życia z narodami pogańskimi. Ukazywało rozwiązłość i podstępność tych ludów. A jednocześnie odsłaniało słabość i grzeszność ludzi, którym Bóg powierzył swoje słowo. Ono przez długi czas będzie musiało oczyszczać i kształtować ich serca, by zamiast pragnienia zemsty wypełniła je gotowość do przebaczenia.
Tekst i foto ks. Krzysztof P. Kowalik
Opiekun. Dwutygodnik Diecezji Kaliskiej, 10.10.2014