Jeden spośród wielu - ks. Krzysztof Kowalik

Jeden spośród wielu



Drzewo oliwkowe z ogrodu na Górze Oliwnej

Kiedy drzewo oliwki rozrasta się bywa tak, iż ze starego pnia wyrasta drugie drzewo, które rozwijając swoje gałęzie daje początek nowej oliwce. Spośród wielu gałązek ta jedna staje się ważna. Czemu akurat ona, trudno powiedzieć.

Stare drzewo zdaje się schodzić w cień. Pozostaje jedynie jego potężny pień, czasem i gałązki porośnięte listkami. Na nim wyrasta młode drzewo. Ten obraz chyba najlepiej oddaje biblijny opis historii Patriarchów. Poszczególni ojcowie przypominają potężne pnie. Ich synowie są jak młode gałązki. Abraham rodzi Ismaela i Izaaka. Pierwszy syn zostaje wygnany. Daje początek narodowi Ismaelitów. Izaak przekazuje życie dwom synom - bliźniakom: Ezawowi i Jakubowi. I oni się rozdzielają. Ezaw staje się protoplastą rodu Edomitów. Ale po kilku wzmiankach jego postać odchodzi w zapomnienie.

Jak nurty strumieni
Na arenie dziejów pozostaje Jakub. Wydaje on na świat dwunastu synów. Z nich zrodzą się pokolenia, które jak nurty wielu strumieni łączących się w potężną rzekę stanowić będą jeden naród, nazwany imieniem ich przodka Izraela, tym imieniem, które Bóg nadał Jakubowi po zmaganiach o wiarę i życie. Synowie Jakuba zrodzeni z czterech różnych matek są jak fundamenty, na których wznosi się gmach ludu wybranego. Jest ich dwunastu jak dwanaście miesięcy. Ich obecność zwiastuje pełnię czasu. Od tego momentu postać Jakuba schodzi w cień. Spełnił swe zadanie, misję od Boga. Dał początek pokoleniom niosącym w swych sercach prawdę wiary. W nich zapaliły się pierwsze światła zwiastujące potomstwo liczne jak gwiazdy na niebie; potomstwo, którego mnogość Bóg obiecał Abrahamowi. Oni stali się widzialnym znakiem prawdziwości słów Boga, choć na ich pełną realizację trzeba będzie jeszcze czekać przez kolejne wieki. Pewnie ciekawi bylibyśmy losów każdego z nich. Tymczasem Biblia znów prowadzi nas niespodziewaną ścieżką. Księga Rodzaju okrywa mgłą tajemnicy losy poszczególnych młodzieńców. Zatrzymuje się natomiast nad dziejami jednego z nich - Józefa. Pozostali bracia będą pojawiać się w tle wydarzeń związanych z jego życiem. Podobnie będzie z dalszymi dziejami jego ojca i matki. Dlaczego tak? Poza stwierdzeniem tajemniczego i nieprzeniknionego planu Boga, na mocy którego szczególny wybór spoczął na Józefie, nasze usta muszą zamilknąć. Możemy jedynie poprzestać na domysłach, ale te nie zaprowadzą nas do odpowiedzi. Pozostaje zatem patrzeć na tego, którego Bóg stawia przed nasze oczy. Może, jak to zwykle bywa w sprawach Bożych, odpowiedź przyjdzie dopiero po czasie.

Potrzeba macierzyństwa
Józef przyszedł na świat po długim oczekiwaniu rodziców na poczęcie dziecka. Jego matka Rachela, zdawała się być bezpłodną. Tymczasem jej rywalka Lea rodziła kolejnych synów. Rachela nie mogła tego zrozumieć. Czyżby wielka miłość, jaką Bóg złożył w serca jej i Jakuba miała pozostać bezowocną? Chcąc zaradzić tej sytuacji uciekła się do starożytnego rozwiązania. Pozwoliła, by mąż począł dzieci z jej niewolnicy. Te mogła adoptować jako własne. Ale podobnie uczyniła i jej siostra. Zmaganie obu kobiet o uczucia małżonka nie ustawały. Tak Jakub stał się ojcem dziesięciu synów. I gdy wydawało się, że wszelkie nadzieje Racheli na macierzyństwo stają się płonne, nastał dla niej upragniony czas. Stała się matką. Wydała na świat syna zrodzonego z jej ciała, noszonego pod własnym sercem, krew z krwi, ciało z ciała. Bóg pozwolił jej urodzić. Już nikt nie może jej podejrzewać, że uczyniła coś, przez co Bóg chciał wymazać jej życie odmawiając jej potomstwa. Zrodzonemu chłopcu nadała imię Józef. W tym imieniu, które można oddać słowami „niech Bóg doda”, zawarła nadzieję i pragnienie otrzymania kolejnych łask. Nie wiedziała wtedy jeszcze, że tak upragniony syn w przyszłości przyniesie ocalenie dla narodu zrodzonego z Jakuba. Jego ręce rozdzielać będą ziarna zboża, by dać chleb. Długie lata niezrozumiałego oczekiwania przygotowały przyjście na świat syna, od którego życia zależeć będzie przyszły los ludu wybranego przez Boga. Zrodziła chłopca gromadzącego ziarna zboża, by śmierć nie dotknęła ludzkiego życia. W przyszłości jego potomek, o tym samym imieniu, będzie strzegł Tego, który zmiażdżony cierpieniem krzyża, podobnie jak ziarno zboża mielone kamieniem młyńskim, stanie się chlebem zaspokajającym głód życia wiecznego.

W cieniu braci
Jak wyglądało dzieciństwo Józefa? To pytanie znów pozostaje bez odpowiedzi. Żył w cieniu swoich starszych braci. Zrodzonych z różnych matek łączył ojciec. Czy spierali się oni o pierwszeństwo, czy walczyli o swą pozycję w rodzie? Na to, że tak było wskazują dalsze dzieje naznaczone konfliktem, jaki się rozegrał. Do tego byli gwałtowni, gotowi nawet do rozlewu krwi, by osiągnąć cel. Józef był przez pewien czas najmłodszym. Tym, któremu powierza się najprostsze i najmniej przyjemne prace. Nie mniej towarzyszyła mu miłość ojca. Pewnie stała się ona tym większa, gdy na świat przyszedł Beniamin. Wtedy śmiech radości przecięły łzy żałoby. Narodziny brata złączyły się z utratą matki. Jej brak Jakub starał się wynagrodzić synowi. Sprawił mu ozdobną szatę. Jak gdyby chciał wskazać, że będzie on jego następcą. Ojcowska miłość czyniła chłopca uprzywilejowanym. Czuł się ważnym, może nawet ważniejszym od braci. Miał dopiero siedemnaście lat, a uważał się za odpowiedzialnego za los rodu. Może za bardzo. Jedno z pierwszych zdań o jego życiu mówi, iż doniósł ojcu, iż źle mówiono o jego synach zrodzonych z niewolnic Bilhy i Zilpy. Czy była w tym jedynie troska o ich życie, czy też Józef zaczynał w ten sposób walkę o pierwsze miejsce pośród braci? Jedno jest pewne, uprzywilejowanie chłopca zrodziło zazdrość i nienawiść w sercach braci. Kto wie, czy swym zachowaniem młody Józef nie przyczynił się do jej zaognienia. Jego ozdobna szata i uprzywilejowana pozycja w domu ojca zbudowała między jego braćmi a nim mur milczenia, początek konfliktu.

Tekst i foto ks. Krzysztof P. Kowalik

Dwutygodnik Diecezji Kaliskiej. Opiekun, 4.12.2014