Eucharystia pokarmem ludu pielgrzymującego
Miłość nieprzyjaciół to zasadnicze przesłanie dzisiejszej Liturgii Słowa. Wezwanie Jezusa: "Miłujcie waszych nieprzyjaciół" stawia nas przed zadaniem, które przekracza nasze ludzkie siły. Dlatego na pielgrzymowanie do Domu Ojca otrzymaliśmy Eucharystię - Pokarm, który daje nam moc pokonywania barier, wychodzenia z naszego zamknięcia się w sobie, uzdalnia nas do miłowania brata - także tego, który jest czy którego odbieramy jako naszego nieprzyjaciela.
Nieprzyjaciel darem na drodze ku wyzwoleniu
Swej bezradności wobec nakazu miłowania nieprzyjaciół doświadczamy szczególnie wówczas, gdy przeżywamy trudne sytuacje, gdy ktoś nam życie utrudnia, czy - jak się to mówi potocznie - zatruwa, czyni je, według nas, nieszczęśliwym. Ileż jest takich sytuacji! Niektóre trwają długo - tygodnie, miesiące czy nawet lata, inne są chwilowe, ale te również zostawiają trwały ślad w naszym życiu. Zapewne każdy z nas przeżył takie momenty, w których wolałby, żeby ten ktoś, przez kogo doświadcza przykrości, nie zaistniał w jego życiu. W trudnych sytuacjach rozumuje się zazwyczaj w ten sposób: gdyby tego człowieka nie było albo gdyby mi nie wyrządził krzywdy, moje życie byłoby inne, nie zdenerwowałbym się, nie podjąłbym niewłaściwej decyzji, nie zrobiłbym tego niewłaściwego kroku. Tymczasem ci nieprzyjaciele czy też ludzie, których odbieramy jako naszych nieprzyjaciół, mają wobec nas do spełnienia poważne zadanie. Negatywny aspekt tego zadania to uderzyć nas w jakieś nasze czułe miejsce, byśmy zobaczyli, że nie my jesteśmy panami naszego życia czy sytuacji, w jakich zostaliśmy postawieni; że my, którzy czujemy potrzebę bycia dobrym czy pokazania innym, że jesteśmy dobrzy, w pewnych sytuacjach nie potrafimy być dobrzy, nie potrafimy kochać. Jak długo myślisz, że jesteś dobry i że potrafisz kochać, a tylko pewne okoliczności i sytuacje w tym ci przeszkadzają - jesteś w błędzie, zachowujesz się jak ślepiec. Dlatego, żeby ci otworzyć oczy, Bóg przyzwala na to, byś wchodził w trudne sytuacje albo wprost posyła ci kogoś, wobec kogo widzisz, że nie tylko nie umiesz go kochać, ale niekiedy nie potrafisz go nawet zaakceptować. Trzeba sobie uświadomić prostą prawdę. Jeśli potrafisz kochać 99% ludzi z twojego otoczenia, a jednego - nie kochasz, to jest znak, że w tobie nie ma miłości Boga. Kochasz według twoich kryteriów, a nie w poddaniu się mocy Boga. Powiesz może: ale przecież kocham wszystkich pozostałych - 99 czy nawet 99,99%, a tylko tego jednego nie kocham. Ale to właśnie ten jeden jest ci dany po to, żebyś otworzył oczy, żebyś zrozumiał, że nie masz w sobie miłości Boga, to znaczy tej miłości, jaką ma Bóg, który kocha grzesznika, który przebaczył nam, gdy byliśmy Jego nieprzyjaciółmi (zob. Rz 5,8-10). Jeśli nie kochasz jednego, a kochasz pozostałych, bo oni ci jakoś odpowiadają, bo ty sobie z nimi poradzisz, bo wiesz, jak ich opanować - to w tobie nie ma prawdziwej miłości Boga. Tymczasem ten ktoś, dzięki komu widzisz, że nie kochasz tak jak Bóg, jest dla ciebie cennym darem, bo dzięki niemu zobaczysz, że nie jesteś Bogiem, że nie jesteś dobry. To dzięki niemu może zaczniesz zwracać się pokornie do Pana Boga, aby On ci udzielił łaski nawrócenia i daru serca kochającego tak jak Bóg.
Miłość nieprzyjaciół owocem miłości Boga
Nie myślcie, że chcę w ten sposób wmówić wszystkim, że jesteśmy źli. Nie o to chodzi. Chodzi tylko o to, żebyśmy doświadczyli i zrozumieli, że sami w sobie, sami z siebie nie mamy źródła prawdziwej miłości, miłości do drugiego człowieka, tryskającego zawsze, w sposób bezwarunkowy. Dlatego w dzisiejszym czytaniu z Ewangelii św. Łukasza padną słowa Jezusa: "Mówię do was, którzy mnie słuchacie: miłujcie waszych nieprzyjaciół". Co to znaczy? Człowiek, który nie słucha Boga, nie potrafi kochać nieprzyjaciół. Trzeba by nawet powiedzieć: jeśli nie słuchasz Boga, to nawet nie próbuj kochać twego nieprzyjaciela - bo jeśli uda ci się zrobić coś dobrego dla niego, to i tak będziesz chciał go sobie podporządkować, panować nad nim. Dopiero na tyle, na ile ty przestaniesz uważać się za pana swego życia, a będziesz słuchał Boga, powoli zaczniesz rozumieć, że ten drugi człowiek jest ci dany przez Boga jako pomoc, że jest ci potrzebny. Chrześcijańska miłość nieprzyjaciół to nie jest owoc ludzkiego wysiłku, ludzkiego postanowienia, nie wystarczy powiedzieć sobie: ja postanawiam, że będę kochał tego nieprzyjaciela, ja mu pokażę, że go kocham. Tą drogą daleko nie zajdziesz. Jeśli natomiast staniesz wobec Boga, który do ciebie mówi, zaczniesz Go słuchać i uznawać Jego racje w twoim życiu, i zaczniesz rozumieć, że to Pan Bóg dał ci tego kogoś dla twojego dobra. Jeśli wejdziesz w pokorną postawę wobec Boga a następnie wobec tego, kto ci się jawi jako nieprzyjaciel czy takim rzeczywiście jest - nawet nie zauważysz, że zaczniesz go cenić i kochać. Może też będziesz go odpowiednio oceniał i rozumiał, bo są pewne obiektywne fakty, które do takiej trudnej sytuacji doprowadziły. Jednak mimo to zaczniesz dostrzegać, że ten twój bliźni - twój nieprzyjaciel ma pewną rolę do spełnienia wobec ciebie: pomaga ci odnajdować odpowiednie odniesienie do Pana Boga. Ostatecznie odkryjesz, że jesteście przed Bogiem Jego dziećmi, a względem siebie braćmi. Tu nie chodzi o uczucie kochania, o (po)lubienie kogoś, lecz o odkrywanie siebie i drugiego w świetle Ewangelii Jezusa Chrystusa i przeżywanie historii, w jaką Bóg nas wprowadza. Ten imperatyw: miłujcie waszych nieprzyjaciół, nie jest nakazem samym w sobie, nie jest oderwany od Ewangelii, on stanowi integralną część Ewangelii jako obwieszczenie, że taką dyspozycję - miłości nieprzyjaciół - Bóg może wzbudzić w człowieku, jeśli będzie słuchał. W dzisiejszej Jutrzni słyszeliśmy słowa Proroka Ezechiela: oto otwieram wasze groby. Słowa te wprawdzie zostały skierowane do Izraelitów w czasie wygnania babilońskiego, ale odnoszą się i dziś do każdego z nas, bo pod wieloma względami jesteśmy jak chodzące groby - zamknięci w sobie - i czasem trzeba silnego uderzenia, żeby nas otworzyć, rozbić głaz zamykający grobowiec. Nakaz miłujcie waszych nieprzyjaciół jest możliwy do przyjęcia tylko wtedy, gdy zrozumiemy, że Bóg jest Panem historii, miłuje nas, przychodzi do nas i pozwala nam dostrzec, że to uderzenie w nas przez jakiegoś nieprzyjaciela jest cząstką Bożego planu wobec mnie - tego planu, który jest obwieszczony przez Ewangelię, żebym nie został zamkniętym dla siebie grobem. Jezus Chrystus dokonał tego w sobie. Otwieranie zaś naszych serc dokonuje się w szczególny sposób dzięki głoszeniu słowa i przez celebrowanie liturgii. To właśnie tutaj rozumiemy naszą sytuację; to w takim kontekście możemy przyzwolić na działanie Pana Boga względem nas, dokonującego się czasem za pośrednictwem tych, którzy stają wobec nas jako nieprzyjaciele.
Pokarm ludu pielgrzymującego
W tym kontekście podczas rozważań dotyczących liturgii chciałbym podkreślić, że w naszym życiu, które jest pielgrzymowaniem do Domu Ojca, potrzebujemy właściwego pokarmu - tego, który uzdalnia nas do prawdziwej miłości, daje nam moc miłowania naszych nieprzyjaciół. Podkreślam: nie jest to pokarm, który mamy spożywać, dla naszego komfortu - aby nam było wygodnie ze sobą czy z tymi, których uważamy za przyjaciół. Takie potraktowanie Komunii Świętej oznaczałoby, że chcemy się zamknąć - mówię to w nawiązaniu do czytania z dzisiejszej jutrzni o otwieraniu przez Pana Boga naszych grobów (Ez 37,12b-14) - w naszym rodzinnym, nieraz jakby świętym grobowcu, i wymagamy od Pana Boga, żeby nam tam błogosławił - żeby dawał nam życie w naszym zamknięciu. Tymczasem Bóg otwiera nasze groby i pragnie nas stamtąd wyprowadzić. Dlatego pokarm, który nam daje do spożywania, a który uzdalnia nas do życia wiecznego, czyli do wydawania swego życia za innych, przyjmujemy w czasie celebracji liturgicznej jako lud pielgrzymujący, jako lud uzdolniony do kroczenia i przekraczania swoich ludzkich barier i ograniczeń. Jednym ze znaków takiego traktowania Komunii Świętej jest także sposób przyjęcia tego Sakramentu w znaku pielgrzymowania. I takie uzasadnienie ma procesyjny sposób przyjmowania Eucharystii. Do Eucharystii możemy podchodzić na dwa zasadnicze sposoby, które nie wykluczają się, ale znakomicie się uzupełniają. Pierwszy ma charakter adoracyjny, gdy chcemy przyjmować Komunię Świętą na kolanach i w tej pozycji adorujemy Najświętszy Sakrament. To jest aspekt ważny - ale tylko jeden z możliwych i nie jedyny, a może też nie najważniejszy. Eucharystia została nam dana nie tylko po to, byśmy ją adorowali, ale byśmy ją spożywali jako pokarm umacniający nas w drodze, jako pokarm ludu pielgrzymującego. Zatrzymajmy się nad pytaniem: jakie pielgrzymowanie odbywamy, skąd wychodzimy, dokąd zmierzamy? Punktem wyjścia pielgrzymowania podejmowanego każdego dnia, w każdej celebracji jest nasze zamknięcie się w sobie, nasz indywidualny czy zbiorowy grób - nasza niewola, wynikająca z tego, że zamykamy się sami w sobie dla obrony siebie - pod dyktando diabła (zob. Hbr 2,14n). To jest zamknięcie się pod znakiem faraona, podobnie jak to było Egipcie przypadku Izraelitów- a ja muszę zostać stamtąd wyprowadzony. Przy tym wyprowadzeniu mnie z niewoli będą piętrzyły się przede mną trudności - tak jak piętrzyły się przeszkody przed ludem, który miał wyjść z niewoli egipskiej. Faraon stawiał różne warunki i robił trudności, aż Pan Bóg zesłał na Egipcjan plagi. A gdy wreszcie wyszli, musieli jeszcze przejść przez próbę Morza Czerwonego. Przez to wszystko Bóg ich przeprowadził. Wreszcie Izraelici znaleźli się na pustyni, gdzie Bóg dał im pokarm, żeby mogli iść do Ziemi Obiecanej. A Ziemia Obiecana to nie jest miejsce mojego raju dla mnie, gdzie jest mi wygodnie. Jest to miejsce czy raczej sposób, gdzie potrafię żyć dla drugiego, dlatego że jestem karmiony tym pokarmem, który mnie uzdalnia do wychodzenia z mojej niewoli życia dla siebie. Jezus w Komunii Świętej nie daje nam siebie dla naszego samozadowolenia, nawet nie tylko po to, byśmy Go adorowali. Daje nam siebie po to, byśmy w oparciu o Niego, pozwalając na przeniknięcie nas Jego mocą, wychodzili z niewoli siebie i życia dla siebie. Można powiedzieć, że przyjmowanie Komunii Świętej właśnie w aspekcie pielgrzymowania to jest pozwalanie na to, by Eucharystia wytrącała nas z naszej stabilności i uzdalniała do pielgrzymowania przez "ciemną dolinę" - do przechodzenia przez trudne sytuacje, do prawdziwego zwycięstwa - uczty z Panem Bogiem, o której mówi Psalm 23 w. 5: Stół dla mnie zastawiasz wobec mych przeciwników; namaszczasz mi głowę olejkiem; mój kielich jest przeobfity.
Porządek przyjmowania Eucharystii
Chcę tu podkreślić, że przyjmowanie Komunii Świętej na stojąco nie oznacza mniejszej czci wobec Eucharystii. Mniejszy szacunek okazujemy zapewne wtedy, gdy klęcząc lub usiłując uklęknąć w tłoku przepychamy się jedni przez drugich i wtedy często trzeba podawać Komunię nad głowami osób, które są w pierwszym rzędzie. Tłumaczę księżom, by nie podawali Komunii Świętej osobom, które klęczą czy nawet stoją w drugim rzędzie, chyba że jest to konieczne. Czy ktoś z nas chciałby na przyjęciu siedzieć w drugim rzędzie przy stole albo by ktoś z obsługi podawał mu potrawy nad głowami innych gości? Czasem jest to konieczne, ale nie należy do normalnego porządku. Ponadto ruszenie się z miejsc w czasie liturgii i ustawienie się w szeregu musi mieć swój porządek, podobnie jak musi mieć swój porządek karawana wędrująca przez pustynię. Nie może być tak, że każdy pójdzie swoją drogą, bo kto chce iść swoją drogą na pustyni i odłączy się od karawany, ten zginie. Nauczmy się więc stawać spokojnie jeden za drugim i w takim porządku podchodzić do rozdzielającego Komunię Świętą, a może potem zaowocuje to w całym naszym życiu, bo to jest wielki problem, że nie potrafimy iść razem. Często jesteśmy jak owce, które się rozbiegają po pastwisku - każda za swoją trawką, za swoim kwiatkiem. Jak już powiedziałem, postawa stojąca przy przyjmowaniu Komunii Świętej nie oznacza mniejszej czci wobec Eucharystii - wręcz przeciwnie - stanowi ona wyraz naszej gotowości bycia członkiem ludu pielgrzymującego. Potem można uklęknąć, adorować przyjętego w Komunii Świętej Pana Jezusa oraz klęczeć przed Najświętszym Sakramentem, jak długo się tego pragnie. Tuż przed przyjęciem Eucharystii nie należy czynić żadnych dodatkowych gestów. Ustalony znak oddawania czci przed podejściem do udzielającego Komunii Świętej należy wykonać wcześniej, a nie wtedy, gdy już stoi się bezpośrednio przed nim. W tym czasie nie należy przyklękać, kłaniać się, żegnać się, gdyż te znaki wykonane w pośpiechu niczego nie wyrażają, a czasem w wykonaniu niektórych są wprost karykaturalne, nadto zakłócają spokój i porządek przystępowania do Komunii. Gdy stoi się bezpośrednio za osobą, która przyjmuje Komunię Świętą, można wykonać głęboki ukłon, składając ręce czy kładąc je na piersi, tak aby po odejściu tej osoby łatwo podejść do szafarza Eucharystii. Kiedy jednak stoimy już bezpośrednio przed nim nie trzeba wykonywać żadnych gestów ani się schylać czy wspinać na palce - kapłan rozdający Komunię Świętą poda ją bezpośrednio do ust. Na słowa: Ciało Chrystusa należy odpowiedzieć wyraźnie Amen. W ten sposób wyrażamy nasze przylgnięcie do Chrystusa. Bezpośrednio po przyjęciu Komunii Świętej należy zejść na bok i wrócić na swoje miejsce.
Proszę o cierpliwość i wsłuchiwanie się w to, co łączy się z całą dynamiką celebracji. Nasza otwartość i przyzwolenie na to, by być prowadzonym według wskazań Kościoła uczyni nasze przeżywanie Eucharystii bardziej owocnym.
Szczęść Boże!