Kyrie, eleison!
Katecheza liturgiczna wygłoszona przez JE Ks. Bp. Zbigniewa Kiernikowskiego w niedzielę 29. lutego w siedleckiej katedrze.
Celem celebracji, a więc tego wszystkiego, co spełniamy w znakach w czasie liturgii, jest uświęcenie naszego życia, przeniknięcie naszej codzienności duchem Jezusa Chrystusa. Przygotowujemy się zatem teraz do sprawowania Eucharystii, byśmy - poznając głębiej samych siebie - mogli lepiej i pełniej przeżywać tę liturgię i by ona stawała się dla nas wzorcem, źródłem siły do chrześcijańskiego życia w naszej codzienności. By tym samym była także objawieniem szczytu tego życia - karmionego i formowanego przez Eucharystię - to znaczy tego, co Bóg w naszym życiu chce dokonać.
Kto wezwie imienia Pańskiego - będzie zbawiony
Przed chwilą w jutrzni śpiewaliśmy: "Stwórz w nas, o Panie, nowego ducha" - Twojego Ducha. Ten nowy, Boży duch w nas - to dzieło Boga, które może się spełnić za naszym przyzwoleniem, za naszą zgodą; dzieło, które spełnia się w nas wtedy, kiedy zaczynamy wzywać obecności Boga, przyzywać Go, by On uleczył nasze życie. Można to nawet tak sformułować: wzywamy Go i prosimy Go o to, byśmy Mu pozwolili na Jego działanie w nas - na Jego niekrępowane przez nas działanie dla dokonywania naszej przemiany, byśmy stawali się według Jego obrazu, byśmy żyli według Jego woli. Dzieje się to wtedy, gdy na początku każdej Eucharystii świadomie i z gotowością pełnego poddania swej woli działaniu Pana Boga wołamy: Kyrie, eleison! - "Panie, zmiłuj się!" W drugim czytaniu dzisiejszej Liturgii Słowa, zaczerpniętym z Listu do Rzymian usłyszymy słowa, które św. Paweł cytuje z Księgi Proroka Joela: "Każdy, kto wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony". Pierwsza niedzieli Wielkiego Postu stawia nam przed oczy Ewangelię o kuszeniu Jezusa na pustyni, z którego Jezus wychodzi zwycięsko, dlatego że opiera się tylko na Bogu - swoim Ojcu, a nie przyzwala na żadną propozycję pozornie lepszego czy łatwiejszego rozwiązania, jakie stawiał przed nim diabeł. W tym kontekście zatrzymamy się, nad tym, co to znaczy wzywać imienia Pana, co to znaczy wołać: Kyrie, eleison! - "Panie, zmiłuj się!"
Jestem człowiekiem zagubionym
Co dzień w pacierzu powtarzamy słowa Dekalogu: "Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno" - to znaczy nie będziesz wzywał, używał imienia Pańskiego w niewłaściwym celu. Niewłaściwie przyzywamy imienia Boga wtedy, gdy modlimy się, żeby przyszedł On nam z pomocą w taki sposób, jak my tego chcemy. Liturgia uczy nas rozumieć, o jaką pomoc powinniśmy błagać Boga. Wołanie podczas liturgii "Panie, zmiłuj się!" nie może być tylko rutynowym, bezmyślnym powtarzaniem pewnej formuły. To wezwanie wznosi się do Boga z konkretnej sytuacji człowieka, z konkretnej mojej sytuacji, w której z czymś mi ciężko i w której nie widzę rozwiązania dla mnie. Chodzi głównie o akceptację przeze mnie samego, że ja nie widzę, nie potrafię, nie mam mocy. To jest także wyznanie wiary skierowane do Boga, wyznanie wiary w Jego moc i w to, że tylko On może w tę moją sytuację wprowadzić światło i dać moc właściwego życia. Zatem wołanie to jest związane z historią naszego życia, co do której wiemy, że sami sobie z nią nie poradzimy, co więcej: że kiedy chcemy przeprowadzić swoją wolę, albo kiedy nam się to uda uczynić, to jest to najczęściej fałszywe zwycięstwo, które produkuje w nas nasz grzech. Skutkiem zaś tego grzechu jest brak komunii, jedności z drugim. Z takiej właśnie perspektywy przyzywam Boga, żeby przez swoje zmiłowanie zapanował w moim życiu, żeby stał się moim Panem. Popatrzmy, w jaki sposób Pan może mi przyjść ze swoją pomocą, jak może rozwiązać moją sytuację potrzeby, kryzysu, braku - tę moją sytuację, z której błagam o pomoc, ucząc się jednocześnie, że jest Ktoś, kto wie lepiej niż ja, jakiej pomocy potrzebuję.
Bóg przychodzi, by nam pomóc w sposób Jemu właściwy i zastosuje takie rozwiązanie, jakie On uzna za dobre dla nas. Zatem nasze przyzywanie imienia Bożego to nie może być wołanie: "Panie, przyjdź mi z pomocą i zrób właśnie to, czego ja potrzebuję - to, czego ja chcę i tak, jak ja chcę". Jest to raczej wołanie: "Panie, przyjdź i zrób ze mną swój porządek. Zmiłuj się nade mną, bo jestem człowiekiem zagubionym". Wołanie Kyrie, eleison! ma głęboką historię, znane było już od czasów pogańskich. W ten sposób ludzie zwracali się do rządców, władców, imperatorów, gdy chcieli, by spełnili oni to, czego ci proszący pragnęli. Dla chrześcijanina zaś to wezwanie oznacza wołanie o przejrzenie, by wejść na drogę Jezusa. Jest to wołanie, w którym wierzący, świadom swego zagubienia w sobie i stałego niebezpieczeństwa tego zagubienia, oddaje siebie do dyspozycji Bogu, by On spełnił z nim i w nim swoją wolę - by się zmiłował nad nim według swego planu.
"Abym przejrzał"
Inwokacja "Panie, zmiłuj się nade mną!" jest bardzo krótka i przez swoją zwartość ma przedziwną moc. Odzwierciedla sytuację człowieka, który uznaje, że potrzebuje oświecenia przez Boga, przez słowo Boga i łaskę Boga. Jest to wołanie człowieka, który poznawszy swoją sytuację potrzeby, zaczyna rozumieć, że jest w niemocy, i to akceptuje. Woła zatem do Boga: "Zmiłuj się nade mną, bo ja nie wiem, co w moim życiu powinno się stać - potrzebuję światła, przejrzenia. Zaczynam dostrzegać, że jestem ślepy. To, co ja uważam za dobre dla mnie, nie wychodzi mi na dobre, a tego, co staje przede mną jako trudne i złe dla mnie i co jawi mi się jako krzyż, boję się i przed tym uciekam. Nie wiem, co dla mnie jest dobre, a co złe, co naprawdę mi szkodzi. Nie rozumiem, co w moim życiu się dzieje. Jestem człowiekiem, któremu grozi niebezpieczeństwo zejścia na własne drogi albo siedzenia przy drodze, którą chodzą inni, i żebranie o trochę jałmużny. Dlatego zmiłuj się nade mną, abym przejrzał, abym Ciebie się chwycił, abym z Tobą szedł".
To wezwanie otrzymuje swój bardzo konkretny kontekst w wydarzeniu opisanym w Ewangeliach, szczególnie wymownie przedstawionym przez św. Marka (zob. Mk 8,46-52): Siedzący przy drodze u wejścia do Jerycha ślepiec, gdy się dowiedział, że obok przechodzi Jezus, zawołał: "Jezusie, Synu Dawida, zlituj się nade mną!" Inni uspokajali go: "Nie zawracaj swoimi sprawami głowy Panu" - ale on tym bardziej zdecydowanie wołał: "Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną!" Jezus powiedział wówczas: "Zawołajcie go" i zapytał wprost: "Czego chcesz?" Ślepiec odpowiedział: "Rabbuni, abym przejrzał". Jezus na to rzekł: "Idź, twoja wiara cię uzdrowiła". Zwróćmy uwagę na to, że Jezus nie powiedział: "Przejrzyj", lecz: "Idź". "Idź, wiara twoja cię uzdrowiła". Wtedy niewidomy przejrzał, a następnie wstał i szedł za Jezusem drogą.
Oczywiście, możemy powiedzieć, że w przypadku tego niewidomego największym nieszczęściem była jego fizyczna wada - brak wzroku, dlatego pragnął przejrzeć. Ale zwróćmy uwagę, że gdy przejrzał, nie wrócił do siebie, ale szedł drogą za Jezusem. Właśnie w tym pójściu za Nim zawiera się cała siła tego wezwania: "Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną", "Panie, zmiłuj się nade mną". Za tym wołaniem jest ukryta nie w pełni sformułowana tęsknota, aby iść za Jezusem Jego drogą.
Przeżywasz w życiu różne problemy, doświadczasz różnych krzyży i gdy zechcesz wezwać Boga na pomoc, będą przychodzić do ciebie doradcy i będą mówić: "Nie zawracaj tym głowy Panu Bogu, poradź sobie inaczej". Tymczasem Pan Bóg dał ci jakieś konkretne doświadczenie braku, które zabiera ci "wzrok", to znaczy właściwe patrzenie na życie. Jesteś zaślepiony jakimś problemem, przed którym stoisz z lękiem. To cię prowadzi do decyzji poszukiwania rozwiązań na skróty, chodzenia łatwymi ścieżkami, obok prawdy i przykazań Boga, czasem do nadużywania drugiego człowieka - bo ty sam próbujesz widzieć i decydować, co jest dla ciebie dobre, a co złe. Nie chodzi tu zatem o utratę wzroku w dosłownym znaczeniu, gdy nie widzi się zewnętrznego świata. Jestem ślepcem, bo nie widzę drogi mego życia - nie wiem, dokąd iść. Moje decyzje wprowadziły mnie na błędną, nieprawdziwą drogę, zaprowadziły mnie w ślepą ulicę.
Człowiek, który nie wie, dokąd i którędy ma iść, siedzi i oczekuje, żeby mu dano jałmużnę. Człowiek, który nie zna i nie widzi drogi, żebrze, idzie po omacku, potykając się co krok o to, co napotka, a stale czegoś potrzebuje.
Eucharystia tajemnicą umierania i zmartwychwstania
Jezus staje przed nami jako Ten, który widzi w inny sposób niż my, Jego droga to droga do Jerozolimy, droga na krzyż. On widzi, że krzyż nie jest zamknięciem, ale kluczem, ale bramą, drogą. On to widzi. On to tak widzi. Nie widzi tego jednak tylko dla siebie, lecz dla nas, by nam otwierać oczy. Ileż razy w swoim życiu stajemy wobec czegoś, co jest dla nas krzyżem! Pragniemy wówczas niejednokrotnie, żeby Pan Bóg ten krzyż nam zabrał, byśmy mogli go uniknąć lub obejść, i w tym celu przyzywamy Pana Boga, o to Go prosimy. Jednak, jako już oświeceni Ewangelią, w tym wezwaniu Kyrie, eleison! nie będziemy wołali tylko: "Panie, zabierz mi mój krzyż!", ale: "Panie, abym przejrzał, abym zrozumiał, dlaczego jest mi potrzebny dzisiaj ten krzyż! Proszę tak, ponieważ mam pewną historię i doświadczenie i już wiem, że ilekroć chciałem ominąć krzyż, tym bardziej stawałem się niewidzącym, tym bardziej gubiłem drogę, byłem skazany na jałmużnę, na szukanie zaspokojenia tego, co inni mi dadzą, a nie miałem życia w sobie". To wołanie na początku Liturgii Eucharystycznej: Kyrie, eleison! - "Panie, zmiłuj się!" - ma szczególne odniesienie do wezwania: "Panie, abym przejrzał i umiał iść za Tobą Twoją drogą, którą przede mną odkrywasz, którą wprowadzasz mnie w Eucharystii przez Eucharystię. Tym światłem jest Twoja Tajemnica Śmierci i Zmartwychwstania. Proszę więc, zmiłuj się nade mną, abym nie był ślepy i nie starał się żyć omijając tę Tajemnicę, lecz bym w nią wchodził, by ona stawała się moim doświadczeniem, by moje życie było świadomym wchodzeniem w umieranie i zmartwychwstawanie."
Wołanie o moc tracenia swego życia
Kiedy Jezus powiedział, że zostanie wydany w ręce grzeszników i arcykapłanów, a trzeciego dnia zmartwychwstanie, Piotr - wówczas jeszcze "ślepy" - upominał Go: "Panie, nie przyjdzie to na Ciebie, niech Cię Bóg uchowa". Jezus widział jednak swoją drogę, swój cel i szedł, by go spełnić. Z pozostałymi Apostołami nie było zapewne lepiej niż z Piotrem - sprzeczali się, kto wśród niech jest większy, chcieli siedzieć po prawej lub lewej stronie Jezusa w Jego królestwie. To była ślepota ich życia. To też jest ślepota naszego życia. Na ile rozumiem to właśnie na początku Eucharystii? Kościół daje mi możliwość wołania Kyrie, eleison! - "Panie, zmiłuj się!" - abym w Liturgii Eucharystycznej nie był kimś, kto mija się z wolą Boga, kto nie idzie pełnić Jego woli, lecz próbuje iść inną drogą, wykorzystując do tego Pana Boga, by On spełniał jego (moją) wolę. Jest to wołanie o otrzymanie mocy tracenia własnego życia. Wiemy, że jesteśmy śmiertelni, że stracimy życie, ale właśnie z tym problemem najtrudniej jest się nam uporać. Potrafimy - lepiej czy gorzej - gospodarować naszymi pieniędzmi, naszym zdrowiem, potrafimy zorganizować nasze zajęcia, ale nie potrafimy dobrze umierać; nie potrafimy dobrze tracić tego naszego śmiertelnego życia, a możemy zrobić "dobry interes", jeśli je właściwie zainwestujemy, stracimy dla siebie i oddamy pod władzę Kogoś innego. Jesteśmy w tym ślepi. Trzeba nam światła. "Panie, zmiłuj się nade mną!" - Kyrie, eleison!
Perspektywa umierania, tracenia, przeraża nas. W ten sposób diabeł trzyma nas w szachu. Mówi: "Nie możesz pozwolić na to, żebyś umierał. Musisz żyć na swoją rękę. Jeśli nie zadbasz o swój chleb, nikt ci go nie da, jeśli sam nie wdrapiesz się na swoją pozycję, nikt cię na nią wprowadzi, jeśli chcesz być kochany, to musisz tę miłość zdobyć, kupić, bo takiego, jakim jesteś, nikt za darmo nie będzie kochał". I podobnie uczymy dzieci od najmłodszych lat. Często mamusia czy tatuś wprost je szantażują: "Będę cię kochać, jeśli będziesz dobry, a jak będziesz niegrzeczny, to nie będą cię kochać". To są podstawowe błędy i przejawy naszej ślepoty - w ten sposób wtłaczamy dzieciom do głów katechezę szatana.
Kyrie, eleison! "Panie, zmiłuj się!" - nade mną, który sam tych spraw nie rozumiem. Daj mi moc innego rozumienia, abym wiedział, że jestem kochany jako ten, który na to nie zasłużył, który jest ślepy, który jest grzeszny. Wybaw mnie od mojego fałszywego spojrzenia na moje życie, od mojej ślepoty, abym nie musiał być żebrakiem w stosunku do przechodzących, lecz bym poznał tajemnicę Twego życia w moim śmiertelnym życiu, bym przez dawanie i tracenie mego życia na Twój wzór i Twoją mocą mógł obdarowywać innych, bym mógł być darem dla innych.
Wołanie Kyrie, eleison! na początku Eucharystii
Jaki związek ma dzisiejsza katecheza z tym, co mówiliśmy poprzednio o dobrym rozumieniu aktu pokuty? Podkreślałem bardzo mocno, iż problem z odniesieniem do Boga polega na tym, że nie potrafisz do końca zaakceptować tego, iż Bóg ciebie kocha jako grzesznika. Dlaczego? Bo wtedy będziesz się musiał zgodzić na to, że Bóg cię kocha za darmo, z łaski, a ty uważasz, że sam z siebie jesteś coś wart: bo jesteś sprawiedliwy, dobry. I to jest twoja ślepota. Jezus powiedział do Żydów: "Gdybyście rzeczywiście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: "Widzimy", grzech wasz trwa nadal" (J 9,41). Na początku Eucharystii bardzo ważne jest, byś uznał, że jesteś człowiekiem potrzebującym zmiłowania - nie dlatego, że ci brakuje trochę pieniędzy, że cię ktoś nie kocha, że ktoś ci wyrządził krzywdę, że masz taki czy inny krzyż. Ty i ja potrzebujemy zmiłowania dlatego, że jesteśmy ślepcami, nie widzimy, a przy tym udajemy, że widzimy - uważamy się za dobrych, sprawiedliwych.
Wołanie Kyrie, eleison! to jest moje błaganie zanoszone do Boga, bym przejrzał i zobaczył, kim jestem, żebym mógł zrzucić z siebie moje mniej czy bardziej wygodne dla mnie łachmany, którymi się okrywam, i porzucić różnego rodzaju sztuczki, którymi chcę wzbudzić u innych litość nad sobą, by mnie obdarowywali jakąś jałmużną. Wołam do Pana, bo wierzę, że On może, że On chce się zmiłować nade mną i otworzyć mi oczy, bym mógł iść drogą za Nim. Wołam Kyrie, eleison!, abym mógł prawdziwie celebrować i spożywać Pokarm życia, a nie tylko być ślepym żebrakiem.
Na początku Eucharystii wołajmy zatem: Kyrie, eleison! - "Panie, zmiłuj się" - nade mną, który uważam się za człowieka poprawnego, dobrego, sprawiedliwego, widzącego, godnego, a jestem człowiekiem, który nie widzi prawdziwego sensu swojego życia, nie potrafi przeżywać swojego umierania, nie potrafi dawać życia drugiemu w taki sposób, w jaki ten drugi chce. W Eucharystii Jezus się wydaje, bo On jest widzącym, jest zmiłowaniem Boga nad nami. Wołajmy więc z głębi serca tymi słowami: "Panie, zmiłuj się nad nami", a wtedy będziemy przygotowani do spożywania Chleba Życia, który jest owocem Śmierci i Zmartwychwstania naszego Pana.
Aklamację Kyrie, eleison! na poszczególnych etapach swej historii Kościół w liturgii w różny sposób podkreślał i wyśpiewywał. W chorale gregoriańskim jest ona bardzo szeroko rozbudowana. Dzięki temu mamy okazję zatrzymać się dłużej i głębiej wejść w znaczenie tego wołania: "Panie, zmiłuj się" - zmiłuj się nade mną, bo jestem człowiekiem zagubionym, bo nie wiem, czego chcę - i to jest moim nieszczęściem. Panie, otwórz mi oczy, żebym szedł Twoją drogą.
Amen.