Kyrie, eleison - wołanie wobec Ukrzyżowanego

Kyrie, eleison - wołanie wobec Ukrzyżowanego

Katecheza liturgiczna wygłoszona przez JE Ks. Bp. Zbigniewa Kiernikowskiego dn. 7. marca w kościele pw. św. Marii Magdaleny w Suchożebrach

Panie, zmiłuj się - stań się Panem mego życia

Ostatnio mówiliśmy o wezwaniu, które jest wypowiadane na początku liturgii eucharystycznej - "Panie, zmiłuj się nad nami!", "Kyrie, eleison!". Jest to prośba o zmiłowanie się Boga - aby nie czynić się panem swego życia, aby nie przyszła ślepota, która prowadzi do pychy, gdy wyłącznie sobie przypisuję to, co udało mi się osiągnąć z Bożą pomocą. Dlatego w tym wezwaniu jest odwołanie do Pana, który umarł i zmartwychwstał - który stracił swoje życie ze względu na ludzi i który to życie odzyskał jako Zmartwychwstały.

Wołanie "Panie, zmiłuj się nad nami!" na początku Eucharystii wyraża też pragnienie, aby w czasie liturgii móc korzystać z bogactwa i obfitości łask, jakie przychodzą, aby w życiu, w codzienności wydarzeń i w relacjach do bliźnich stawać w duchu Jezusa Chrystusa. By stawać w prawdzie i pokorze wobec drugiego, jako ktoś, przez kogo działa Pan Bóg.

W liturgii jesteśmy zaproszeni do odważnego poznawania i akceptowania logiki Bożego działanie w sobie, gdy okazuje się, że nie zawsze to, co nam wydaje się dobrem, naprawdę służy dobru, a to, co w konkretnej sytuacji wydaje się złem, jest naprawdę złe. Czasem potrzeba sytuacji, które zabolą, w których pojawi się upokorzenie lub dotknięcie niesprawiedliwością. To jest potrzebne, aby móc przestać czuć się panem swego życia, aby zrozumieć, że nasze życie jest w ręku Boga. Często jednak nie potrafimy przyjąć takich sytuacji. Kiedy doznajemy bólu i upokorzenia, chcemy pokazać, że to ktoś inny się pomylił, że nie powinniśmy zostać tak potraktowani. Szemrzemy i narzekamy. To zdarza się w życiu, dlatego w liturgii wołajmy: "Panie, zmiłuj się nad nami! Panie zmiłuj się nade mną, żebym uczył się Ciebie, który jesteś Panem, a dałeś się poniżyć i ukrzyżować, który zmartwychwstałeś, aby objawić życie pochodzące od Ojca!" To wołanie uzdalnia do przyjmowania Jezusa Chrystusa takim, jakim On naprawdę jest, Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego - i to do końca, to znaczy z gotowością, aby w życiu też dokonywało się ukrzyżowanie i zmartwychwstanie.

Aklamacja "Kyrie, eleison" w zgromadzeniu liturgicznym

Wezwanie "Panie, zmiłuj się…" ma swoje biblijne korzenie, pojawia się już w Psalmach i w innych miejscach Starego Testamentu, potem zaś można je odnaleźć w Nowym Testamencie - na przykład w scenach związanych z przywróceniem wzroku niewidomym.

Dość wcześnie wołanie "Panie, zmiłuj się…" pojawiło się w liturgii chrześcijańskiej i wyrażało wiarę chrześcijan w obecność Chrystusa - Kyriosa w ich wspólnocie. W IV wieku po Chrystusie inwokacja posiada już ustabilizowaną, skrystalizowaną formę w liturgii Kościoła. Świadczą o tym dzienniki Egerii, pątniczki odbywającej pielgrzymkę do Ziemi Świętej w drugiej połowie IV wieku. Czyniła ona zapiski ze swej podróży, które stanowią cenne źródło wiedzy dotyczące m.in. ówczesnego życia liturgicznego. Właśnie w nich znajdujemy informację, że inwokacja "Kyrie, eleison!" stanowiła odpowiedź na modlitewne wezwania wyrażane przez diakona w konkretnych potrzebach i była śpiewana przez uczestniczące w zgromadzeniu dzieci. Według innych świadectw w V wieku cała wspólnota odpowiadała na litanijny śpiew diakona "Kyrie, eleison". Później liczba wezwań została zmniejszona i od wieku VIII pojawiają się tylko trzy wezwania, tak jak ma to miejsce obecnie.

W zgromadzeniu liturgicznym wezwanie to może wykonywać celebrans przewodniczący liturgii, schola lub kantor. Na jego wezwanie odpowiadają zebrani. Aklamacja może też być poszerzona o tak zwane tropy, na przykład: "Panie, który przyszedłeś wzywać grzeszników, zmiłuj się nad nami".

Chcę podkreślić, że w podawaniu tego wezwania przez kogoś, komu w zgromadzeniu została powierzona ta funkcja, i w odpowiadaniu na to wezwanie, zawarta jest nauka posłuszeństwa, kroczenia za kimś, kto został wybrany ze zgromadzenia i kto je nas prowadzi. Pokazuje to, jak ważna jest dynamika naszego pójścia za kimś, kto doznał zmiłowania i kto wie, że Pan Bóg jest Tym, który się zmiłował i zmiłuje.

Przemienienie - objawieniem chwały Boga

Dzisiejsza Ewangelia stawia nam przed oczy przemienienie Jezusa na górze Tabor. Jezus, w obliczu czekającej Go męki na krzyżu, objawia wobec uczniów wielkość i chwałę Boga. Na widok przemienionego Jezusa św. Piotr powiedział: "Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza". Można wnioskować z tych słów, że Piotr chciał pozostać i zorganizować sobie życie tam, gdzie było mu dobrze. Zapomniał o tym, że przemieniony wobec nich Pan zmierza do Jerozolimy, gdzie zostanie wydany w ręce ludzi - uczonych w Piśmie i pogan - i ukrzyżowany, by w Zmartwychwstaniu i Darze Ducha Świętego otworzyć zupełnie nową jakość życia. W tym nowym życiu nie będzie ważne, by człowiek pozostał tam, gdzie jest mu dobrze, ale by miał moc przechodzenia przez śmierć.

Człowiek własną mocą nie jest w stanie uznać, że Jezus jest Panem - Panem jego życia, które zostaje ocalone przez śmierć. To może się dokonać tylko w mocy Ducha Świętego (zob. 1 Kor 12,3). Dzieje się to zazwyczaj pod wpływem impulsu danego człowiekowi przez innych, przez Kościół. Ta prawda dociera do nas szczególnie wtedy, gdy doświadczamy w życiu jakiegoś braku, kryzysu. Właśnie z tych trudnych sytuacji możemy wołać do Boga: "Ty jesteś Panem!", a do Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego: "Ty potrafiłeś przejść przez ten najgłębszy i najbardziej bolesny kryzys człowieka, jakim jest śmierć, i wyszedłeś z niego zwycięsko, nie przypisałeś sobie niczego, tylko oddałeś chwałę Bogu Ojcu".

Znak krzyża - źródłem mocy, mądrości i pokory

Ojciec Święty w adhortacji "Ecclesia in Europa" zwraca uwagę na znamienne i niepokojące zjawisko, które dotyczy wielu ludzi ochrzczonych i praktykujących: pewne znaki związane z wiarą wykonują oni w niewłaściwy sposób, gdyż nie towarzyszy im rzeczywista akceptacja treści wiary i przylgnięcie do osoby Jezusa Chrystusa (zob. EiE 47). Tak więc wypowiadamy słowa, czynimy gesty, wykonujemy znaki - w czasie liturgii, czy poza nią - ale myślenie, odczuwanie i konkretne decyzje życiowe nie zawsze są kształtowane przez to, co te słowa, gesty i znaki wyrażają. Podczas dzisiejszej katechezy zastanowimy się, co oznacza znak krzyża świętego w kontekście wezwania "Kyrie, eleison".

Ten podstawowy i święty dla każdego chrześcijanina znak towarzyszy od początku naszej chrześcijańskiej drogi. Niejednokrotnie jednak kreślimy go na sobie w pośpiechu, bezmyślnie, nie wnikając w jego głębokie znaczenie lub nawet wbrew temu znaczeniu. Aby zatem zrozumieć, co wyraża znak krzyża, odnieśmy go najpierw do naszego pierwszego spotkania z Kościołem, z Chrystusem, to znaczy do chrztu świętego. Właśnie znak krzyża jest pierwszym znakiem skierowanym do mnie przez Kościół i został uczyniony na moim czole, gdy prosiłem - ja lub rodzice w moim imieniu - o chrzest. Oznacza to, że ten, kto chce wejść do Kościoła, kto chce przyjąć chrzest a potem uczestniczyć w innych sakramentach świętych, ten decyduje się na podjęcie drogi mającej określony kierunek - krzyż. Człowiek ochrzczony będzie korzystał z mocy Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego i będzie swoje życie i swój krzyż odnosił do Jego krzyża.

Krzyż przyjmowany jako znak związany z Jezusem Chrystusem i odnoszący do Niego, nie jest znakiem mającym zabezpieczyć nas czy uchronić przed tym, co stanowi nasz krzyż, nasze ukrzyżowanie - przed nieszczęściem, stratą, upokorzeniem przez drugiego człowieka; nie jest to znak, który miałby zapewnić sukces i powodzenie według naszych oczekiwań - żeby się coś udało, żeby górę wzięły nasze racje. Czasem kreślimy na sobie ten znak, myśląc przy tym: "Przeżegnam się, żeby mi się wszystko udało tak, jak ja chcę"...

Tymczasem nakreślenie na sobie znaku krzyża to przywołanie mocy Bożej nade mną - człowiekiem, który uwierzył, że Jezus Chrystus przeszedł przez krzyż i śmierć do zmartwychwstania i że także ja mogę przyjąć cierpienie, mogę po ludzku coś przegrać. Oparty na Jezusie Chrystusie mogę wchodzić w sytuacje trudne, w które bez tego znaku i kryjącej się za nim prawdy i mocy nie byłbym w stanie wejść. Znak krzyża broni mnie przed fałszywym szukaniem powodzenia i sukcesu dla siebie.

Znak krzyża jest potrzebny jako źródło mądrości i pokory wówczas, gdy przychodzą sukcesy. Uświadamia mi on wtedy, że to, co osiągnąłem, jest zapewne związane z moim wysiłkiem, ale stało się dzięki Bożej pomocy. Przede wszystkim jednak znak krzyża strzeże przed przypisywaniem sobie nie tylko owoców swego wysiłku, ale nadto wyłączności korzystania z nich, panowania nad nimi i dysponowania nimi według własnego tylko, egoistycznego zamysłu. Krzyż uczy dzielić się swoim sukcesem z drugim człowiekiem.

Gdybyśmy w pełni rozumieli, co znaczy czynić znak krzyża na sobie, na swoim życiu i z tym zrozumieniem podejmowali pracę, wchodzili w relacje z innymi i korzystali z owoców wysiłku, wówczas zarówno porażki jak i sukcesy jednoczyłyby nas bardziej z Jezusem Chrystusem. Chodzi o to, byśmy wiązali nasze życie z logiką Jezusa Chrystusa. Wtedy żaden sukces nie będzie wbijał w pychę ani czynił panami życia swojego i innych. Krzyż będzie uczył pokory i uzdolni do służenia innym, do dzielenia się tym, co osiągnęliśmy, do budowania wspólnoty.

Takiej postawy bardzo nam potrzeba na co dzień we wszystkich naszych poczynaniach, szczególnie w czasie liturgii, bo tu się dokonuje przemiana w dziedzinie ducha, naszego myślenia, kształtowania mentalności. Stąd czerpiemy moc do właściwego postępowania w życiu codziennym, we wszystkich sprawach i wydarzeniach, we wszystkich relacjach z bliskimi. To, co jest przeżyte w liturgii, jest obecne w naszej codzienności, także przez modlitwę osobistą i wspólnotową.

"Panie, zmiłuj się" - prośba o wprowadzenie w zwycięskie Misterium Krzyża w Eucharystii

Ważne jest, abyśmy odpowiadając na wezwanie: "Panie, zmiłuj się nad nami!" pozwalali Bogu na dokonywanie przemiany życia zgodnie z logiką Chrystusa Ukrzyżowanego. Niech to wołanie wyraża rezygnację z dążenia do zapanowania nad własnym życiem i niech będzie błaganiem: "Panie, prowadź mnie tak, żebyś to Ty był Panem mojego życia, Panem wszystkich moich relacji z drugim człowiekiem. Wiem, że sam tego nie potrafię, dlatego jestem w tym zgromadzeniu, w tej wspólnocie wierzących pod przewodnictwem tych, którzy pełnią tu określone funkcje i wznoszą to wołanie. Panie, zmiłuj się nade mną! Bądź moim Panem! Prowadź mnie w to, co wyraża znak krzyża! Wyposaż mnie w moc wchodzenia w sytuacje, z których chciałbym uciekać. Daj mi wzrok, odczucie, przejrzenie, żebym nie chciał budować dla siebie czy dla Ciebie namiotów poczucia bezpieczeństwa i przyjemności, bym nie dążył do zagwarantowania sobie szczęścia według moich wyobrażeń i planów. Abym potrafił za Tobą iść i przeżywać przemienienie mojego życia, które będzie zawsze przechodziło przez to, co jest kresem, śmiercią. Ty jednak sprawiasz, że nie jest to tylko kres, ale punkt, w którym doświadczam Twojego zmiłowania. Ty stajesz się moim Panem. Panie, zmiłuj się nade mną, bym nie chodził własnymi drogami!"