Modlitwa dnia - kolekta, cz. II
Katecheza liturgiczna wygłoszona przez JE Ks. Bp. Zbigniewa Kiernikowskiego w niedzielę 28 marca w katedrze siedleckiej. Podczas dzisiejszej katechezy kontynuujemy rozważania rozpoczęte w ostatnią niedzielę, a poświęcone modlitwie zwanej kolektą lub oracją. Jest to główna modlitwa danej liturgii, która bywa też nazywana modlitwą dnia.
Kolekta - modlitwą całego zgromadzenia
Słowo kolekta oznacza zebranie. Nazwa ta może mieć związek ze średniowiecznym zwyczajem rzymskim, zgodnie z którym wierni zbierali się w kościołach stacyjnych i dopiero stamtąd przechodzili do tego kościoła, w którym Eucharystię celebrował biskup Rzymu, czyli papież. Modlitwa ta pełni rolę zbierającą modlitwy osobiste. Dziś tak właśnie rozumiemy kolektę - jako zebranie wszystkich naszych modlitw, intencji, z którymi przychodzimy do świątyni i które poddajemy oficjalnej modlitwie Kościoła. Dlatego po wezwaniu: Módlmy się, wzniesionym przez głównego celebransa, następuje chwila ciszy - intensywnej modlitwy osobistej.
Jednak te wszystkie nasze osobiste modlitwy, wypowiedziane w głębi serca, właśnie dzięki tej roli, jaką spełnia kolekta nie są już tylko indywidualnymi modlitwami, bo stają się modlitwą całego zgromadzenia, wyrażającą się w poszczególnych, konkretnych jego członkach. Nie przychodzimy bowiem na Eucharystię jako ludzie przypadkowi, ale jako ci, którzy zostali zwołani - jak to było powiedziane w czytaniu podczas Jutrzni (zob. Kpł 23, 4-7). To właśnie Pan upomniał się o nas, to On nas zbiera, to On przez swoje Słowo przyprowadza nas tutaj, byśmy tak różni - mający różne odczucia, problemy, radości i w związku z tym różne intencje modlitewne - w tej różnorodności tworzyli jedno Ciało, jako należący do Jezusa Chrystusa. Dlatego trzeba, by nasze indywidualne modlitwy zebrane zostały w jednej wspólnej modlitwie - kolekcie i by w każdym z nas dokonała się wewnętrzna zgoda na przyjęcie z ręki Boga tego, co On dla każdego z nas i dla nas wszystkich (jako wspólnoty - ciała) przewidział.
Pragnę również przypomnieć to, co mówiliśmy o strukturze i treści tej modlitwy. Można to tak scharakteryzować: w tej modlitwie zwracamy się zasadniczo do Boga Ojca, następnie jest w niej nawiązanie do Bożego dzieła, które Bóg spełnił w Jezusie Chrystusie, wreszcie zostaje wyrażona prośba, by to dzieło miało odniesienie do naszego życia już tutaj, w wymiarze doczesnym, oraz w wymiarze eschatologicznym - wiecznym, byśmy mogli wejść w wieczną Paschę.
Warto podkreślić, że kolekta należy do funkcji głównego celebransa i tylko on może ją wypowiedzieć. Czyni to w imieniu Kościoła, zgromadzonej wspólnoty.
Wypowiedzenie to może mieć formę recytacji lub śpiewu. Instrukcja "Musicam sacram" mówi, że kolekta należy do pierwszorzędnych części mszy świętej pod względem śpiewu - innymi słowy: jeśli coś jest śpiewane w Eucharystii, to ta modlitwa również powinna być śpiewana. Nie zawsze jest to konsekwentnie przestrzegane, ale takie stwierdzenie wskazuje na wielkie znaczenie tej modlitwy, a śpiew nadaje jej uroczysty charakter.
Wznośmy ręce ku Bogu
Modlitwie tej towarzyszy gest oranta, czyli wzniesienie rąk przez głównego celebransa. O tym, że podczas modlitwy wznoszono ręce, czytamy już w Starym Testamencie (zob. Wj 17,12; Ps 28,2; Hi 11,13). Wzmianki mamy również w Nowym Testamencie, zawarte m.in. we wskazówkach, by wznosić ręce bez złości, bez obłudy, bez tego wszystkiego, co pochodzi z człowieka, a wynika z jego skażonej natury (zob. 1Tm 2,8). Człowiek bowiem często "podnosi rękę" dla uzyskania czegoś, dla przeprowadzenia swojej mocy (zob. Pwt 13,10; 1Sm 24,7; 2Sm 18,28; Est 1,13). Na starożytnych malowidłach chrześcijańskich (np. w katakumbach) ten gest często jest przedstawiany. W tym geście modlący się unosi otwarte dłonie - dłonie, które nie są uzbrojone, nie mają roszczeń; są puste, wołające, poddające się, zwracające się do Kogoś, Kogo darzy się pełnym zaufaniem - jak dziecko ojca.
Podczas kolekty celebrans czyni ten bardzo istotny, znamienny gest w imieniu nas wszystkich. Zebrawszy wszystkie nasze osobiste modlitwy, staje przed Bogiem jako głowa zgromadzenia, by ze wzniesionymi rękami, z otwartymi dłońmi orędować za ludem - nie w formie roszczenia, lecz pokornej prośby. My wszyscy łączymy się z tym gestem i prosimy Boga, byśmy trwali w takiej postawie - oczekującej wypełnienia się tego, co łaskawość Boga dla nas przygotowała.
Gest oranta powtarzany jest jeszcze w innych momentach Eucharystii: w modlitwie nad darami po przygotowaniu darów i w modlitwie po komunii na zakończenie celebracji. Główny celebrans trzyma ręce wzniesione także podczas całej Modlitwy Eucharystycznej i w czasie modlitwy Ojcze nasz wraz z embolizmem, oraz następującej po niej modlitwy o pokój.
O geście uniesionych rąk i otwartych dłoni warto pamiętać także podczas osobistej, prywatnej modlitwy. Kiedy nam trudno, gdy jest w nas bunt, bo chcemy przeprowadzić naszą wolę, a sprawy toczą się inaczej, niż sobie zaplanowaliśmy - to warto także w domu uklęknąć i podnieść ręce, trochę potrwać w tej postawie, bez mówienia wielu słów. Trzeba nam czasem wejść w spoczynek i postawę bezbronności przed Bogiem (por. Iz 58,13n) Wtedy złość i bunt opadnie z nas, oczyścimy nasz sposób bycia przed Bogiem i przed drugim człowiekiem.
Chrześcijaństwo - darem miłości
Dzisiejszą kolektę przytoczę najpierw w języku łacińskim, bo za chwilę będziemy w tym języku celebrować: "Quaesumus, Domine Deus noster, ut in illa caritate, qua Filius tuus diligens mundum morti se tradidit, inveniamur ipsi, te opitulante, alacriter ambulantes." W języku polskim można by to przetłumaczyć: "Prosimy Cię, Panie, nasz Boże, abyśmy - dzięki Twojej pomocy - okazali się [dosłownie: zostali znalezieni] tymi, którzy ochoczo postępują w tej miłości, jaką Twój Syn, kochając świat [ludzi], wydał siebie na śmierć." Treść tej modlitwy stanowi prośba o to, by zaistniała w nas (została przyjęta przez nas) tego rodzaju miłość (pochodząca od Boga), która spełniła się w Jezusie Chrystusie. Gdybyśmy chcieli określić jakość tej miłości, czyli gdybyśmy wymienili, na czym ona polegała i czym się charakteryzowała, to jest to krótko wyrażone w tym określeniu: wydał się na śmierć powodowany miłością do upadłego świata, czyli do człowieka. Tekst łaciński akcentuje silniej niż polski przekład dar Boga. Pragnę zwrócić uwagę na ten niuans, który niesie ze sobą istotne treści: chrześcijaństwo bowiem nie jest efektem ludzkiego wysiłku, choć on zawsze będzie, ale nade wszystko jest przyjęciem daru. Tego daru, jakim jest Jezus Chrystus i Jego miłość do upadłego świata, który Go ukrzyżował i krzyżuje. Przyjąć ten dar miłości, to znaczy dawać się krzyżować. To jest postawa, która nie jest łatwa do zaakceptowania przez człowieka, przez nas. Chętnie robilibyśmy tyle różnych rzeczy, wykonywalibyśmy trudne zadania, byleby nas zostawiono w spokoju, byle nas nie krzyżowano. Ja sam wolę wiele pracować, podejmować wiele wysiłku, żeby tylko nikt mnie nie uderzył, nie zniesławił, nie upokorzył. Tymczasem w chrześcijaństwie chodzi przede wszystkim o tę jakość miłości Boga, która objawiła się w Jezusie Chrystusie. Jeśli ją przyjmę, będę umiał nie tylko pracować dla drugiego człowieka, ale będę potrafił go znieść, przebaczyć mu, kiedy okaże się dla mnie trudny, gdy mnie skrzywdzi. Wówczas będę stawał przed drugim człowiekiem z rękoma podniesionymi, z otwartymi dłońmi: ja nie mam pretensji, bo mam Ojca, który mnie uzdalnia do tego, bym był otwarty dla innych.
Polski tekst mówi: "Panie Boże, udziel nam łaski, abyśmy gorliwie naśladowali miłość Twojego Syna", czyli może to być zrozumiane, że to właśnie my mielibyśmy być głównymi działającymi. Łaciński tekst ma inną wymowę: to jest dzieło Boga, abyśmy stali się ludźmi, którzy ochoczo postępują w tej miłości, która się objawiła w Jezusie Chrystusie. Główny akcent położony jest tu nie na to, żebyś starał się własnym wysiłkiem naśladować Jezusa Chrystusa, ale przede wszystkim na to, by było w tobie pragnienie takiej miłości, jaka się objawiła w Jezusie Chrystusie i byś ją przyjął, kiedy takie okoliczności zaistnieją, tzn.: byś chciał być kimś, kto może miłować nieprzyjaciół. Nie pytaj, czy to potrafisz, bo tego o własnych siłach nie zdołasz uczynić. Ja też tego nie potrafię. Ale tu chodzi tylko o to, czy ty chcesz, by w tobie to się stało, by Bóg tego dokonał. Jeśli powiesz: "Tak, niech się to we mnie stanie", Pan Bóg krok po kroku poprowadzi cię do tego, żebyś znalazł się w takich okolicznościach, warunkach i byś był zdolny do miłości nieprzyjaciół. Byś przed drugim człowiekiem, który czasem okaże się twoim nieprzyjacielem, stawał jako ktoś, kto jest bezbronny. Gdy na to przyzwolisz w zawierzeniu Bogu będziesz dostrzegał, że Bóg wypełnia w tobie swoje dzieło.
Przemiana życia w spotkaniu z Jezusem
Dzisiejsze czytania liturgiczne wskazują bardzo mocno na dynamiczny aspekt naszego życia. Oto Bóg otwiera przed nami drogę - przez głęboką wodę, przez suchą pustynię - i czyni to wiele razy. Czytanie z Księgi proroka Izajasza nawiązuje do wyjścia z Egiptu, do przejścia przez Morze Czerwone i przez pustynię w drodze do Ziemi Obiecanej. Te wydarzenie przypomniane są w kontekście wygnania babilońskiego. Nowe wyjście z niewoli będzie to podobnie wielki cud, a nawet większy:"Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Czyż jej nie poznajecie? Otworzę też drogę na pustyni, ścieżyny na pustkowiu" (Iz 43,19). Przez to doświadczenie Bóg na nowo tworzy dla siebie lud, by on opowiadał chwałę Boga pośród ludów ziemi.
We fragmencie z Listu do Filipian ukazana jest zasadnicza przemiana jakości życia św. Pawła: z życia pod Prawem do życia w mocy Chrystusa zmartwychwstałego. Kiedy żył "pod Prawem" i wykonywał uczynki "według Prawa", myślał, że dobrze służy Bogu, miał się za wielce zasłużonego przed Bogiem. Kiedy jednak spotkał Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, zrozumiał, że te wszystkie jego uczynki i dotychczasowe pobożne zasługi w porównaniu ze znajomością Jezusa Chrystusa - z mocą Jego zmartwychwstania i udziału w Jego cierpieniach, mają wartość śmieci. Użyty tu termin grecki "skybalon" oznacza wprost "gnój". A więc to wszystko, co człowiek sam wyprodukował swoim wysiłkiem (ponieważ wprowadza go w postawę pychy, pretensji itp.), ma według niego wartość gnoju, wobec tego daru, jakim jest poznanie Jezusa Chrystusa i Jego sprawiedliwości, czyli darmowej łaski, która usprawiedliwia człowieka i umożliwia mu otwartą, bezpretensjonalną, nawet bezbronną postawę - dzięki pełnemu zaufaniu Ojcu przez Jezusa Chrystusa.
I wreszcie fragment z Ewangelii św. Jana pokaże nam kogoś, czyje życie się odmieniło, gdy został zmuszony do przyjścia do Jezusa. Kobietę przyłapaną na cudzołóstwie siłą doprowadzono do Jezusa, aby wydał na nią wyrok skazujący. "Mojżesz kazał nam takie kamienować, a Ty co mówisz?" Jednak ta kobieta przyprowadzona do Jezusa siłą - sama może by nie przyszła - spotkała się z przebaczeniem. My też zaczynamy rozumieć, że czasem w naszym życiu potrzeba pewnego gwałtu, pewnego wydarzenia bolesnego, które zdziera z nas maski, nawet wystawienia na niebezpieczeństwo, osądzenia, wydania wyroku. Jeśli w tym spotkamy Jezusa Chrystusa, otrzymamy nowe życie, usłyszymy: Ja ciebie nie potępiam, idź, a nie grzesz więcej.
Ks. Prof. Ireneusz Pawlak o muzycznej formie oracji
"Na początku było Słowo" - tak św. Jan zaczyna swój Prolog do Ewangelii. Także liturgia zaczyna się od słowa. To słowo, początkowo mówione, przekształciło się z czasem w słowo śpiewane. Czy tylko dlatego, że zaczęto budować wielkie świątynie i głos lektora, celebransa nie dotarłby do słuchaczy - uczestników liturgii, którzy stali dalej? Nie tylko, ale przede wszystkim dlatego, że słowo śpiewane ma większą wartość - jest uroczystą proklamacją Słowa Bożego. Aby to podkreślić, dopełnia się je muzyką, śpiewem. Teksty liturgiczne zatem zaczęto śpiewać, by skuteczniej docierały do uszu i serca słuchaczy.
Należy również podkreślić, że śpiew był czymś powszechnym w starożytności, uroczyste teksty były zawsze śpiewane. Możemy nawet domniemywać, że Pan Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy śpiewał słowa, które dziś powtarzamy podczas konsekracji.
W okresie średniowiecza powstało wiele melodii do tekstów liturgicznych. Śpiewano Listy Apostolskie, Ewangelie i oracje, czyli modlitwy. Aby zaś wprowadzić pewien porządek, nie tylko stworzono kilka melodii do tych oracji, ale w każdej z nich tekst modlitwy podzielono na pewne części. I te części opatrzono odpowiednimi kadencjami, czyli zakończeniami.
Rozpatrzmy to na podstawie dzisiejszej oracji: "Prosimy Cię, Panie, nasz Boże, udziel nam łaski, abyśmy gorliwie naśladowali miłość Twojego Syna, * który oddał własne życie za zbawienie świata". Po pierwszej części, a więc po słowach: "Prosimy Cię, nasz Boże", następuje tzw. fleksa (oznaczona krzyżykiem: ), czyli załamanie melodii. Potem, w połowie tekstu oracyjnego, po słowach: "Udziel nam łaski, abyśmy gorliwie naśladowali miłość Twojego Syna", mamy tzw. metrum (oznaczone gwiazdką *). I ostatnia część oracji: "Który oddał życie za zbawienie świata" zakończona punctum, czyli kropką, z inną kadencją niż poprzednie części.
Jeśli śpiewający i słuchacze są zorientowani, że to nie jest to jakakolwiek melodia, ale składa się z pewnych części, ma kadencje, załamania, zmiany melodyczne, wtedy ten tekst staje się czymś żywym, czymś, czym można się modlić.
A ponieważ celebrans te modlitwy - oracje wyraża w imieniu wszystkich uczestników zgromadzenia liturgicznego, powinny one być śpiewane. Liturgia to jest święte zwołanie. Kościół nas zwołuje, Chrystus nas zwołuje i celebrans nas woła. Nie tylko mową, ale i śpiewem. Woła nas, by nas przekonać, że jesteśmy tu mile widziani, że jesteśmy u siebie, stąd właśnie śpiewy oracji są tak ważne. Jeśli są wykonane poprawnie, pięknie, to trafiają do naszego serca.
Tekst śpiewany nabiera żywotności, staje się bardziej nośny - przemawia nie tylko do umysłu, ale i do serca słuchaczy. Liturgia przywołuje na pomoc muzykę, aby dotrzeć do serca każdego. (tekst wypowiedzi Ks. Prof. I. Pawlaka nie jest autoryzowany)