Katecheza liturgiczna wygłoszona 12 grudnia w kościele pw. Wniebowzięcia NMP w Niwiskach.
Treścią Ewangelii jest Dobra Nowina, którą głosił Jezus Chrystus. Ale On tak dalece utożsamił się z prawdą, którą głosił, że można powiedzieć, iż On sam był tą Dobrą Nowiną. Mówiliśmy już o tym w poprzedniej katechezie. Następnie Ewangelię o Jezusie Chrystusie głosili Apostołowie i wreszcie Kościół głosi ją po dzień dzisiejszy. Słusznie więc dziś mówimy, że głosi się Ewangelię o Jezusie Chrystusie, Ewangelię Jezusa Chrystusa czy Ewangelię, którą jest Jezus Chrystus � Ten, który przyszedł na świat, doświadczył ludzkiego losu, ale swoje życie przeżył w sposób inny niż my.
Nie po myśli człowieka
Jezus był podobny do nas we wszystkim: stał się człowiekiem, urodził się i wychowywał w rodzinie, pracował. Potem zaczął nauczać, a moc Boża pozwalała na czynienie cudów. Taki Jezus był akceptowany � szły za Nim tłumy. Jednak w drugiej części swego publicznego życia Pan Jezus zaczął podejmować trudne problemy, co ludziom nie odpowiadało. Mówił o konieczności swej męki i śmierci. Zanim to nastąpiło, zanim Jezus przeszedł przez śmierć do zmartwychwstania, nie rozumiał tego nawet sam Piotr.
Przypomnijmy, że to jest ten sam Piotr, którego wcześniej Jezus pochwalił i którego ogłosił Skałą, na której zostanie wzniesiony Kościół. Scena ta rozegrała się pod Cezareą Filipową. Na pytanie Jezusa: �Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?�, padła odpowiedź: �Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków�. Wtedy Jezus ponownie zapytał: �A wy za kogo Mnie uważacie?� Wówczas św. Piotr wyznał: �Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego�, za co Pan Jezus pochwalił go: �Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie� � to znaczy nie wiesz tego od siebie, ale zostało ci to objawione przez mojego Ojca. W tym momencie Jezus powiedział: �Ty jesteś Piotr [czyli Skała] i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. Tobie dam klucze królestwa niebieskiego� (por. Mt 16,13-19). Wszystko zapowiadało się bardzo pięknie � po myśli Piotra i innych Apostołów. Według dzisiejszych pojęć można by powiedzieć: to tak, jak gdyby Pan Jezus zorganizował partię, której szefem uczynił Piotra. Partia zaś jest po to, by pretendować do przejęcia władzy, do zorganizowania społeczeństwa według swojej koncepcji. To nie było jednak zamiarem Jezusa. Co się więc potem stało?
Wkrótce po tym wydarzeniu, kiedy Pan Jezus powiedział, że �musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie�, Piotr wziął Pana Jezusa na bok i powiedział do Niego: �Niech Cię Bóg od tego uchowa. Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie�. Możemy tak sparafrazować słowa Piotra: Tak się dobrze zapowiada, a Ty mówisz o wydaniu, ukrzyżowaniu! To niemożliwe! Popsułyby się przez to wszystkie nasze plany, interesy. Wtedy Jezus powiedział do niego mocne słowa: �Zejdź mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki� (por. Mt 16,21-23). Trzeba zauważyć, że Piotr wyznał wiarę w Jezusa Chrystusa jako Mesjasza. Przyjął uroczyste oświadczenie Jezusa o jego specjalnym zadaniu. Nie przyjął jednak całej prawdy o Jezusie. W szczególności: nie przyjął tego, co stanowiło wiadomość � Ewangelię.
Nam, ludziom, nie odpowiada prawda o tym, że człowiek musi umrzeć, by móc inaczej żyć. W przypadku Pana Jezusa ma to jeszcze bardziej ostry, wręcz drastyczny wydźwięk, bo On był sprawiedliwy, dobry, nie popełnił grzechu. Jego okrutna śmierć na krzyżu miała się okazać niesprawiedliwa. Co więcej: On mógł tej śmierci uniknąć, bo miał wszelką moc potrzebną do tego. Nawet wtedy, gdy stojący pod krzyżem szyderczo wołali do Niego: �Jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża (�), niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego� (zob. Mt 27,40.42). Dobrą Nowiną nie jest to jakoby Jezus miał (mógł czy chciał) zejść z krzyża, lecz to, że pozostał na krzyżu aż do skonania i złożenia do grobu, że zmartwychwstał i żyje, by dawać Ducha Świętego na przebaczenie grzechów.
Według swojej woli
Człowiek potrzebuje takiej Dobrej Nowiny, choć nie zdaje sobie z tego sprawy. Nawet broni się przez taką Dobrą Nowiną, bowiem ona przeprowadza go przez doświadczenie krzyża. Chętnie wierzylibyśmy w takiego Boga, który wybawiałby nas od trudności, od krzyża; w takiego Boga, który spełniałby naszą wolę; za takim Bogiem chętnie byśmy poszli. Pan Jezus wielokrotnie wychodził naprzeciw potrzebom ludzi: dokonywał rozmnożenia chleba, uzdrawiał chorych, wskrzeszał umarłych, głosił Ewangelię. Ale wiedział, że to nie wystarczy, że ludzie potrzebują czegoś innego.
Czego naprawdę i przede wszystkim potrzeba człowiekowi? Co jest tym zasadniczym problemem, potrzebą czy chorobą człowieka? Zastanówmy się najpierw, dlaczego nie żyjemy w zgodzie, dlaczego czasem jesteśmy nieuczciwi, dlaczego kradniemy, kłamiemy? Dlaczego nastajemy na drugiego człowieka, nienawidzimy go? Jednym słowem: dlaczego grzeszymy? � a grzeszy każdy z nas.
Grzeszymy, ponieważ boimy się o siebie. Boimy się, że możemy żyć gorzej, że ktoś nas może skrzywdzić, wykorzystać, że jeśli nie postawimy na siebie, nie przeprowadzimy swojej woli, to inni zrobią z nami, co zechcą. Ostatecznie boimy się umierania, śmierci. Także tego, co jest znakiem umierania � przed sytuacjami, w których nam coś zabiorą, kiedy stracimy twarz, dowiemy się niewygodnej dla nas prawdy. Boimy się tego, bo wszyscy, jak tu jesteśmy, chcemy żyć, i to tak, jak sami chcemy.
Kiedy komuś wprost zadaję pytanie, dlaczego grzeszy, słyszę różne odpowiedzi: ze słabości, z powodu pokus, różnych okoliczności, przez szatana. To wszystko prawda, ale ostatecznie za każdym moim grzechem stoi moje przekonanie i wola: chcę żyć na swój sposób, bo ja najlepiej wiem, co dla mnie jest dobre, a co złe. Czuję się panem swojego życia, sam decyduję, jak myśleć, oceniać innych, jak postępować. Grzeszymy właśnie dlatego, że każdy z nas chce żyć tak, jak sam chce.
Możesz umrzeć i żyć
Kiedy Jezus zapowiada swą mękę, śmierć i zmartwychwstanie, Piotr protestuje, chce temu zapobiec, stara się przekonać Jezusa do swoich racji. Jednak Pan Jezus przyszedł właśnie po to, żeby umrzeć (i to w sposób niesprawiedliwy) i trzeciego dnia zmartwychwstać, a tym samym otworzyć nowy sposób życia (zob. Rz 6,4). Dobra Nowina to jest właśnie ta wiadomość: Ten, który został ukrzyżowany, który umarł � żyje, co więcej: żyje nowym życiem!
Jeśli jestem przekonany, że śmierć została pokonana, jeśli to stanowi dla mnie pewnik, fundament mego życia, to znaczy, że wierzę, iż można umrzeć i żyć. Wówczas zaczynam inaczej odnosić się do osób, sytuacji, w których doświadczam codziennego umierania � w których jestem krzywdzony, gorzej traktowany.
Gdy mowa o umieraniu, nie chodzi tylko o tę ostateczną, fizyczną śmierć, ale też o wszystko, co nam o niej przypomina, co nas do niej codziennie zbliża, co jest pewnym zabieraniem nam naszego życia. Dobra Nowina, która stała się w Jezusie Chrystusie, którą Jezus Chrystus głosi, którą sam się stał, którą następnie głosili Apostołowie, nie tylko opowiadaniem, ale także przekazywaniem tej samej mocy, aż do oddania własnego życia � ta Dobra Nowina mówi mi dzisiaj i w każdej sytuacji: Ty możesz umrzeć i żyć.
Zatem kimkolwiek jesteś: żoną, mężem, pracownikiem, pracodawcą - jeśli uwierzysz, że możesz umierać dla siebie i żyć mocą Jezusa Chrystusa w inny sposób, to przestaniesz się bać i będziesz wolny! Oczywiście, trochę ludzkiego lęku nam zostanie. Jezus też przeżywał lęk przed umieraniem. Większe jest jednak zaufanie Bogu. Jeśli więc uwierzysz, że dzięki Dobrej Nowinie � dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa � śmierć została zwyciężona przez zmartwychwstanie, to ten lęk przed traceniem i przed umieraniem pokaże się w innym świetle. Poznasz moc umierania i zaczniesz inaczej odnosić się do drugiego człowieka, nawet do tego, który jest powodem twojego umierania. Gdy będziesz wiedział, że umieranie jest ci potrzebne, wręcz konieczne, by mógł zaistnieć w tobie nowy człowiek, to nawet nie zauważysz, że wejdziesz z tą drugą osobą w relację przebaczenia, jedności, pokoju.
Tym, co niszczy nasze życie i nie pozwala nam żyć w pokoju, prawdzie, jedności, jest lęk o nas samych, o siebie; to, że nie chcę przyjąć prawdy, że jestem człowiekiem śmiertelnym. Natomiast Ewangelia � Dobra Nowina, która mówi, że w Jezusie Chrystusie śmierć została pokonana, więc można umrzeć i żyć, czyni mnie człowiekiem wolnym. Właśnie to jest podstawową wiadomością, która sprowadza nas do świątyni � do miejsca, gdzie się uczymy poznawać Ewangelię. Bo kiedy jesteśmy rozproszeni, to każdy myśli o sobie i chce siebie samego potwierdzić, a odrzuca wszystko, co jest przeciw niemu, co mówi o śmierci, umieraniu. Dlatego tak często nie ma między nami prawdziwej komunii i jedności.
Źródło mocy
Jesteśmy przyzwyczajeni, że mamy przyjść do kościoła, spełnić obowiązek uczestniczenia we Mszy Świętej, odprawić nabożeństwo. Nie zawsze natomiast przy tym rozumiemy, że przychodzimy tu przede wszystkim po to, by poznać Dobrą Nowinę i odnieść ją do siebie, by dzięki Ewangelii i sakramentom wychodzić stąd jako ludzie mający moc umierania i życia. Nie jest właściwe, gdy przychodzimy tu, by zaczerpnąć mocy do życia bardziej dla siebie, czyli do życia egoistycznego, by ono było bardziej po naszej myśli, żeby się okazało, że jestem lepszy od drugiego, że ja mam rację. Oczywiście coś z tego zawsze będzie. Nie jest jednak dobrze, gdy to jest głównym motywem i racją. Bo jak się będę utwierdzał, że ja mam rację, że ja jestem najważniejszy, to drugiemu będę wypominał, że on jest w błędzie, że on i jego życie są mniej ważne.
Tym, którzy byli pewni siebie, uważali, że są sprawiedliwi i gardzili drugimi, Pan Jezus opowiedział przypowieść o faryzeuszu i celniku, czy o marnotrawnym synu. W ten sposób obwieszczał Ewangelię o przebaczeniu. Pan Jezus mógł ją głosić, bo za tę prawdę zapłacił swoim życiem. Głoszenie Ewangelii jest związane z krzyżem. Zarówno u tego, kto ją głosi, jak i u tego, kto ją przyjmuje.
Rozpoczynając proklamację Ewangelii, diakon lub kapłan mówi: �Pan z wami�. Potem słyszymy tytuł, zapowiedź: �Słowa Ewangelii według św. Mateusza� (lub Marka, Łukasza czy Jana). W tym czasie proklamujący Ewangelię wykonuje znak krzyża na księdze, a następnie na czole, ustach i piersi � co również czynią wszyscy uczestnicy liturgii. Znak ten oznacza, że Ewangelię możemy przyjąć tylko wtedy, gdy przyjmujemy krzyż. Wszyscy w swym życiu dźwigamy krzyże. Każdy z nas - młody, stary, bogaty, biedny, pobożny i taki, który chodzi własnymi drogami - ma swój krzyż. Biskup też. Dlatego nosi krzyż na piersi, żeby sam wiedział i żeby inni wiedzieli, o co chodzi w jego życiu. Jednak często, choć wieszamy znak krzyża na ścianie czy nosimy go na piersi lub nim się żegnamy, to jednak gdy dostrzeżemy, że zbliża się do nas jako krzyż cierpienia, trudnego doświadczenia, upokorzenia (czyli z tym, co oznacza), najchętniej byśmy pouciekali. Tak zrobili Apostołowie wobec Męki Jezusa. Albo jak Piotr naciskamy na Pana Boga: �Zrób tak, Panie Boże, żeby mnie ten krzyż ominął�.
Nie mówię tego, by kogoś oskarżać czy potępiać. Taki jest człowiek: wobec krzyża przeżywamy lęk, trwogę � i uciekamy. Kto natomiast spotkał Jezusa i poznał jego Ewangelię, czyli żyje jako chrześcijanin, nie będzie się modlił przede wszystkim: �Panie Boże, zabierz mi ten krzyż�, lecz: �Panie, daj mi wiarę i siłę, bym razem z Tobą podejmował mój krzyż�. To możemy czynić tylko w świetle Ewangelii. Chociaż prośba o to, aby Pan Bóg zabrał krzyż, który odczuwamy jako zbyt wielki, może też być usprawiedliwiona. Możesz tak prosić Pana Boga, jak Jezus o to prosił: �Ojcze, oddal ode mnie ten kielich�. Ale, jak pamiętamy, zaraz potem dodał: �Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie� (por. Mt 26,39), bo wiedział, że przyszedł właśnie po to, żeby spotkać się z tym krzyżem.
Nie przyjmiemy krzyża bez światła Ewangelii, bo bez Dobrej Nowiny krzyż jest czymś złym, czymś, co niszczy człowieka. Ale też Ewangelia nie spełni się w nas, jeśli nie zgodzimy się na przyjęcie krzyża. Nie ma bowiem blasku zmartwychwstania, czyli nowego życia bez doświadczenia męki, krzyża i umierania w nas starego człowieka.
Trzeba przy tym pamiętać, że gdy komuś uda się uciec od swego krzyża, zwłaszcza w dziedzinie relacji międzyludzkich, to bardzo często spadnie on w jakiejś formie na kogoś innego. Chrześcijanin, który poznał Ewangelię, widzi, że Jezus Chrystus jest na krzyżu i że z krzyża obwieszcza Dobrą Nowinę. Głosi ją po to, byś również ty przeżył swoje umieranie i zmartwychwstanie. Nie tylko na końcu czasów, ale już w tym życiu. Głosi ją po to, żebyś umiał stanąć przed krzyżem, przyjąć go, choć będzie cię to wiele kosztowało. Zostaniesz skrzywdzony, będziesz cierpiał, poniesiesz stratę materialną czy jakąś inną. Ale Jezus Chrystus mówi: W tym krzyżu jest twoje zbawienie. Przez ten krzyż wejdziesz w poznanie mocy Boga, w jedność z drugim człowiekiem, przebaczysz, nie będziesz chodził w nienawiści i gniewie. Wejdziesz w jedność i pokój.
Ewangelia sprawdzi się, wypełni wyłącznie wtedy, kiedy będę gotów przyjąć krzyż. I po to ona przychodzi. Na początku obwieszczania i słuchania Ewangelii, czynię znak krzyża na czole, ustach, piersi � na tym wszystkim, co myślę, mówię, gdzie wszystko odczuwam, gdzie kształtują się moje relacje do drugiego i gdzie się dokonuje całe moje życie. Kreślenie na sobie krzyża oznacza, że chcę przyjąć krzyż, chcę, by w moim życiu była Ewangelia, która oświeca mój krzyż.
Jeśli mamy te postawę, tę gotowość, wtedy dopiero mamy szansę właściwie uczestniczyć w liturgii.