Wyznanie wiary - odpowiedzią na słowo Boże biskup Kiernikowski

Katecheza liturgiczna wygłoszona 13 lutego w katedrze siedleckiej

W dotychczasowych katechezach poświęconych liturgii słowa omówiliśmy czytania, następnie zatrzymaliśmy się nad homilią, podkreślając jej odmienność od tych sposobów przepowiadania, jakimi są kerygmat oraz katecheza. Dziś przejdziemy do następnego elementu liturgii słowa, jakim jest wyznanie wiary.

"Ogólne Wprowadzenie do Mszału Rzymskiego" mówi na temat wyznania wiary: "Symbol, czyli wyznanie wiary, zmierza do tego, aby cały lud zgromadzony dał odpowiedź na Boże słowo zwiastowane w czytaniach Pisma Świętego i wyjaśnione w homilii oraz przez wypowiedzenie reguły wiary według formuły zatwierdzonej do użytku liturgicznego przypomniał sobie i uczcił wielkie misteria wiary przed rozpoczęciem ich celebracji w Eucharystii. Symbol winien być śpiewany lub recytowany przez kapłana i lud w niedziele i uroczystości; można go wykonać także z okazji szczególnie uroczystych celebracji" (OWMR 67-68).

Wyznanie wiary w historii Kościoła

Zatrzymajmy się nad aspektem historycznym, by prześledzić, w jaki sposób wyznanie wiary weszło do liturgii. Nie jest to takie proste i jednoznaczne. Istniały bowiem różne formy wyznania wiary i w różnych okolicznościach je stosowano.
W najstarszych przekazach o celebracji Eucharystii nie ma mowy o wyznaniu wiary (np. u św. Justyna) podczas samej celebracji. W pierwszych wiekach wyznanie wiary było związane głównie z sakramentem chrztu. Dokonywało się ono na drodze katechumenatu i stanowiło integralną część liturgii chrzcielnej obrzędu chrztu.

Przed Soborem Watykańskim II - co mogą jeszcze pamiętać starsi - podczas liturgii było recytowane przede wszystkim wyznanie wiary w formie Składu Apostolskiego (zaczynającego się od słów: "Wierzę w Boga, Ojca Wszechmogącego"). Sobór wprowadził bardziej złożone tzw. Wyznanie nicejsko-konstantynopolitańskie (wiązane z soborami w Nicei i Konstantynopolu).

Symbol wiary nosi też nazwę Składu Apostolskiego. Słowo symbol (z greckiego: sym-ballo - zrzucam razem) oznacza złączenie, złożenie, czyli skład, stąd nazwa Skład Apostolski. W starożytności symbol był znakiem służącym do identyfikacji osób - dla określenia przynależności danej osoby do kogoś czy np. w przypadku wyznaczonego spotkania. Brano wówczas jakiś przedmiot - pieczęć czy tabliczkę glinianą - łamano go i zainteresowane osoby otrzymywały jego część jako znak identyfikacyjny. Gdy osoby posiadające taki znak rozpoznawczy spotkały się, składały fragmenty połamanego przedmiotu i w ten sposób potwierdzały swoją tożsamość. Podobnie było, gdy ktoś przekazał swój znak posłańcowi, osobie zaufanej czy reprezentującej go, występującej w jego imieniu. Również jego tożsamość potwierdzano przykładając część tabliczki czy pieczęci do znaku tego, do kogo został posłany. Zatem symbol pomagał identyfikować tożsamość osoby mającej udział w pewnej rzeczywistości, uczestniczącej w pewnym wydarzeniu.

Określenie Symbol / Skład Apostolski pochodzi z przełomu IV i V w., prawdopodobnie zaczerpnięte zostało z pism Rufina. Pisze on, że każdy z dwunastu Apostołów przed wyruszeniem na misje miał zabrać ze sobą jeden z dwunastu artykułów wiary. Gdy się ponownie spotykali, łączyli, czyli składali te poszczególne części, artykuły wiary. Nawet we wcześniejszych pismach spotykamy wiązanie poszczególnych artykułów wiary z imionami poszczególnych Apostołów. Motyw ten był rozwijany potem także u św. Augustyna.

Należy jednak zauważyć, że w czasach Nowego Testamentu wyznanie wiary nie było jeszcze tak kompletnie sformułowane, jak to mamy obecnie. Elementy wyznania wiary występowały natomiast w różnych formułach, wypowiadanych przy okazji udzielania sakramentów, szczególnie inicjacyjnych, czyli chrztu i bierzmowania czy sakramentu Eucharystii. Ślady tego mamy np. w Liście do Rzymian, gdzie jest powiedziane: "Jeżeli więc ustami swymi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM, i w swoim sercu uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych - osiągniesz zbawienie" (Rz, 10,9).
Słowa te świadczą, że w Kościele bardzo wcześnie były praktykowane formy wyznania poszczególnych prawd wiary. Wiele elementów wyznania wiary w Boga Ojca, Syna Bożego, odkupienie, moc Ducha Świętego występuje w Liście do Efezjan, w hymnie rozpoczynającym się od słów: "Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa" (Rz, 1,3).

Sam sposób sformułowania i wypowiadania wyznania wiary może być różny. Podczas szczególnych celebracji niekiedy są czytane pewne jego fragmenty, czasem są one inaczej sformułowane, ale mają te same treści, a niekiedy wspólnota odpowiada aklamacją: "Wierzymy", "Wyznajemy".
Wyznanie wiary powinno być recytowane lub śpiewane przez kapłana i lud w niedziele oraz w uroczystości; może być ono wykonane także przy okazji różnych celebracji liturgicznych poza Eucharystią. Jeśli wyznanie wiary jest śpiewane, intonuje je kapłan albo, zależnie od okoliczności, kantor lub schola; podejmują zaś wszyscy zgromadzeni albo śpiewają na przemian ze scholą. Można je bowiem recytować czy śpiewać naprzemiennie.

Przekazywanie prawd wiary w Kościele

Pierwotnie wyznanie wiary w tej postaci, jaką mamy dziś, nie występowało w czasie sprawowania Eucharystii. Włączono je do liturgii w czasie, gdy powstały różnego rodzaju herezje, błędy i kiedy zanikła instytucja katechumenatu, którego nam dzisiaj tak potrzeba i do czego musimy wracać.
W pierwszych wiekach chrześcijaństwa wstąpienie do Kościoła nie było łatwe, szczególnie w czasach prześladowań. Kandydatom pragnącym wejść do wspólnoty chrześcijańskiej, wówczas prześladowanej, stawiano różnego rodzaju progi, wprowadzano w tajemnice wiary (arcana fidei).
Tak więc w pierwotnym Kościele istniała tradycja, czyli przekazywanie prawd wiary. Dokonywało się to w katechumenacie obejmującym obrzędy wtajemniczenia czy - inaczej mówiąc - inicjacji. Następnie, jeśli ktoś po zaczynał wierzyć w Boga Ojca Wszechmogącego, w Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, Ducha Świętego, odpuszczenie grzechów, w Kościół, to potrzebował jeszcze weryfikacji. Odbywały się skrutynia, czyli swego rodzaju badanie wiary. Kandydat do chrztu otrzymywał ten symbol wiary - jego prawdy w rycie zwanym traditio symboli, czyli przekazania symbolu wiary. Chodziło o to, by sprawdzić czy kandydat do chrztu miał postawę wyrażającą wiarę w konfrontacji ze światem. Otrzymane prawdy niósł ze sobą w świat. Oczywiście, nie pozostawiano go samemu sobie: inni mu towarzyszyli, ale i sprawdzali, jak ten kandydat (katechumen) realizował w życiu otrzymane prawdy wiary.

Dopiero po pewnej życiowej weryfikacji następowało oddanie symbolu wiary, czyli złożenie wyznania wiary (redditio symboli), świadectwo dopasowania własnego życia do otrzymanych prawd. Dokonywało się to publicznie, we wspólnocie Kościoła. Nie było to tylko formalne wyrecytowanie tekstu wyznania wiary, ale świadectwo o tym, że nastąpiło swoiste przylgnięcie do prawd wiary. Takie wyznanie wiary było warunkiem koniecznym, by katechumeni mogli zostać dopuszczeni do przyjęcia chrztu.

Na początku IV w., po Edykcie mediolańskim, kończą się prześladowania, chrześcijaństwo staje się religią uznaną i jest masowo przyjmowane. Kościół ma coraz to większy wpływy na wszystkie dziedziny życia. Dobrze spełnia swoją rolę instytucja katechumenatu.
W następnych wiekach (VII i VIII), gdy w dużej mierze nastąpiła chrystianizacja Europy, chrześcijaństwo stało się religią oficjalną i odwrotnie niż w czasach prześladowań, łatwiej żyło się chrześcijanom niż niechrześcijanom, toteż nastąpiło masowe wstępowanie do Kościoła. Odpowiednia formacja nie zawsze szła w parze z tym masowym napływem nowych wyznawców. Spowodowało to obniżenie poziomu przygotowania do przyjęcia chrztu. Zmienił się też sposób weryfikacji, a więc i odczucie konieczności wcielania przyjętych prawd wiary w życie codzienne.
W państwie chrześcijańskim wszystkie instytucje, a w konsekwencji styl życia stał się (przynajmniej teoretycznie) chrześcijański. To z jednej strony pomagało ludziom wzrastać w wierze, ale z drugiej - nie zawsze prowadziło do osobistego przeżycia wiary. Czasami więc chrześcijaństwo ograniczało się do przyjęcia zewnętrznych form, obyczajów bez doświadczenia i przyjęcia Boga jako Tego, który żyje i działa - prowadzi człowieka w jego życiu.

Rodzice pierwszymi katechistami

Spróbujmy porównać ten historyczny tryb przekazywania wiary z dzisiejszą praktyką. Gdy dziecko się urodzi, rodzice - jak to się mówi popularnie - "chodzą do kościoła", przynoszą niemowlę do chrztu. Jeśli są oni wierzącymi z przekonania i ich wiara ma odbicie w ich życiu, jest też gwarancja, że to dziecko będzie wychowane po chrześcijańsku - przeżyje ono rodzinny katechumenat, czyli wprowadzenie w Misterium Chrystusa. Czasem jednak wiara rodziców nie jest wyraźna a ich przynależność do Kościoła jest tylko formalna, na co dzień nie praktykują, żyją jakby poza nauką Ewangelii i Kościoła, ale chcą, by dziecko ochrzcić.

Nie sposób w ramach katechez liturgicznych omówić tego zagadnienia szerzej, ale spróbujmy sięgnąć do własnych doświadczeń. Osoby starsze mogą cofnąć się kilkadziesiąt lat wstecz, do czasów dzieciństwa. Wówczas całe społeczeństwo, a w szczególności rodzina były tak ukonstytuowane, że - poza stosunkowo nielicznymi przypadkami - prowadzono chrześcijański styl życia. Prawdy otrzymywane przez dziecko w rodzinie były jasne, związane z Ewangelią i odpowiadającym jej stylem życia. A system komunistyczny, wrogi Kościołowi, stanowił dla wielu jakby potwierdzenie potrzeby przeciwstawienia się. W kontekście ówczesnej sytuacji społecznej i politycznej widać było wyraźnie, że katechumenat, czyli wprowadzenie w wiarę dokonywało się w rodzinie, która była ostoją chrześcijaństwa.

Ze swoich dziecięcych i młodzieńczych lat pamiętam, że moimi katechistami byli rodzice. Całe wychowanie chrześcijańskie otrzymywaliśmy w domu rodzinnym. Nie podlegało dyskusji to, że trzeba iść na Mszę świętą Patrząc na mojego ojca, nie miałem wątpliwości, że wierzy w Boga: widziałem go na modlitwie w domu i w świątyni, a jego życie odpowiadało temu, co wyznawał. Pewnych spraw związanych z wiarą nikt dzieciom nie musiał wyjaśniać, one to widziały i tym od najmłodszych lat przesiąkały. Czymś oczywistym były normy moralne: że nie należy oszukiwać, kraść, krzywdzić drugiego człowieka Tak więc rodzice byli nie tylko tymi, którzy mnie urodzili, ale i wprowadzili mnie w wiarę. Kościół i wiara oraz cała nauka chrześcijańska stanowiły naturalną formę kształtowania młodego życia.

Spójrzmy, jak to dzisiaj wygląda. Wiele rodzin jest rozbitych, ale nawet w wielu z tych, które jakoś funkcjonują, dzieci nie mogą uczyć się życia w wierze. Zostawmy na boku rodziny tzw. patologiczne. Bowiem w przypadku rodzin "poprawnych", chodzących do kościoła, nie zawsze prawdy wiary są konsekwentnie przeżywane, a często wprost można spotkać się z pewną dychotomią czy rozdzieleniem w sposobie myślenia decydowania. W takich warunkach, nawet jeśli dziecku wpaja się pewne prawdy wiary w rodzinie i w szkole, a ono tego nie widzi u swoich rodziców czy wychowawców, wówczas nie ma co liczyć na to, że ten młody człowiek przyjmie te prawdy jako podstawowe dla swojego życia.
Zastanówmy się przez chwilę i odpowiedzmy sobie szczerze: Czy jako ojciec i matka w dzisiejszych czasach, w niebezpieczeństwach i trudnościach, jakie przeżywasz - swoim postępowaniem świadczysz, że najważniejszy jest Pan Bóg, a twoja relacja do Niego jest sprawą niezachwianą? Czy dziecko odbiera twoją wiarę nie tylko jako teoretyczną, ale widzi, że wpływa ona na twoją uczciwość, kształtuje relacje z drugim człowiekiem - w rodzinie, w pracy, uzdalnia cię do przebaczania? Czy patrząc na ciebie może powiedzieć: Mój ojciec, moja matka wierzy, że jest jeden Bóg, bo nie idzie za bożkiem sukcesu, wygody...

Nikogo nie chcę tu oskarżać, ale stawiam pytania. Szczere odpowiedzi pomogą nam zrozumieć, że dzieci i młodzież, często nie mając bliskich i wiarygodnych wzorców, znajdują się w bardzo trudnej sytuacji. Wtłaczamy im do głów wiedzę religijną, ale tak często u nas, starszych, przede wszystkim w rodzinie, nie widzą realizacji prawd wiary w życiu.
Dlatego dzisiaj jest nam potrzebna katecheza - skierowana nie tylko do dzieci, ale i do dorosłych. Nie wystarczy przyjść do kościoła i złożyć wyznanie wiary, wyrecytować: "Wierzę w jednego Boga", a potem wrócić do swego życia, gdzie najważniejsza sprawą jest moja racja, mój sukces, rozwiązanie spraw po mojej myśli.

Do tego tematu jeszcze powrócimy, chciałem tu zasygnalizować poważny problem, związany z określeniem naszej chrześcijańskiej tożsamości, z naszym chrześcijańskim wyznaniem wiary. To są trudne sprawy, jednak musimy wobec nich stanąć w prawdzie. Nikogo nie chcę oskarżać, ale pragnę pomóc w zrozumieniu, jak bardzo jest nam dzisiaj potrzebny inny sposób wyznania wiary: nie możemy wyznawać jej tylko ustami w kościele, ale musimy to czynić całą naszą życiową postawą. Tylko w ten sposób przekażemy młodemu pokoleniu prawdy wiary, bo młodzi nie przyjmą ich tylko dlatego, że będziemy o nich mówili. Uczynią to, jeśli dostrzegą zgodność tego, co wyznajemy ustami z naszym codziennym życiem.