Wyznawanie wiary w życiu warunkiem i owocem chrztu biskup Kiernikowski

Katecheza liturgiczna wygłoszona 20 lutego w katedrze siedleckiej

W ramach omawiania liturgii słowa zatrzymaliśmy się nad wyznaniem wiary - odpowiedzią na usłyszane słowo Boże.

W pierwotnym Kościele wyznanie wiary nie było recytowane podczas celebracji Eucharystii. Najstarsze świadectwa, jakie mamy (np. św. Justyna), nic o tym nie wspominają. Z liturgii słowa, homilii przechodziło się bezpośrednio, przez znak pokoju, do modlitwy wiernych i liturgii ofiary. Natomiast formy wyznania wiary w pierwszych wiekach Kościoła były związane przede wszystkim z inicjacją chrześcijańską i udzieleniu pierwszego sakramentu, czyli wprowadzeniem w życie chrześcijańskie, jakim był chrzest, łącznie z całym procesem przygotowania do niego. Ten etap przygotowawczy, który został nazwany katechumenatem, mógł mieć bardzo różne formy. Zawsze miał jednak na celu przygotowanie człowieka do tego, by w nim w pełni zaczęły owocować moc i duch Jezusa Chrystusa. By w człowieku, który dzięki głoszeniu kerygmatu (obwieszczeniu Ewangelii) zaczął wierzyć w Chrystusa, Kościół mógł zobaczyć, że ta wiara ma wpływ na jego życie, że jego sposób myślenia, podejmowania decyzji oraz postępowania dokonują się zgodnie z duchem Ewangelii.

Chrzest dla tych, którzy wierzą

Chrzest jest sakramentem wiary i może być udzielany tym, którzy wierzą. Nie chodzi jednak tylko o jakieś mgliste przekonanie, "że Pan Bóg jest gdzieś tam w niebie", bez jakiegokolwiek zastanowienia i uświadomienia, że może On mieć jakiś wpływ na życie człowieka. Wiara, jako konieczny warunek do chrztu, to taka wiara, która kształtuje życie człowieka i wynika z przeświadczenia, że jest ono nierozłącznie związane z Tym, który umarł za ludzi i dla nich zmartwychwstał. Sama wiara jako tylko pewna teoria, bez odniesienia do życia, jest martwa, nie prowadzi do jedności i komunii z Bogiem. Św. Jakub mówi, że "także i złe duchy wierzą i drżą" (Jk 2,19b oraz szerzej 2,14-19).

Podkreślam to bardzo mocno, że chodzi o wiarę, która miałaby rzeczywiście odniesienie do naszego życia. Tego często nie mamy w swojej świadomości. Chrzest może być udzielony człowiekowi, w którym przynajmniej zaczątkowo widać owoce działania Ducha Świętego. A wiara w Boga Ojca, Syna Bożego, Ducha Świętego i Kościół, naznacza i kształtuje jego życie.

Chrzest bywa nazywany sigillum, czyli pieczęcią wiary. Dla zobrazowania jego roli oraz wyrażenia okoliczności, w jakich może być udzielany, możemy użyć tu pewnego porównania: jeśli chrzest zostanie udzielony komuś, kto nie wierzy to tak, jakby stawiać pieczątki w próżni. Nie ma to żadnego sensu. Żeby postawić pieczątkę, muszę mieć jakiś podkład. Nie mogę postawić jej np. na płynącej wodzie. Udzielanie chrztu bez wiary tego, kto przyjmuje chrzest, to jakby pieczętowanie płynącej wody. Ile z tego zostanie? Nic.

Warto przy tym zwrócić uwagę na tę prawdę w przypadku udzielania chrztu św. dzieciom. Podjęcie decyzji o chrzcie dziecka jest ważne nie tylko dla niego samego, ale też dla jego rodziców i chrzestnych. Jeśli ktoś nie chce, czy nie ma zamiaru przylgnąć do nauki i prawdy Jezusa Chrystusa, ten nie może przyjąć chrztu. W przypadku dziecka decydują za niego jego rodzice. A więc to ich wola musi być jasno sprecyzowana, a ich wiara określona, mająca odzwierciedlenie w ich życiu. Kościół - jako udzielający chrztu św. - w osobie szafarza tego sakramentu, musi sprawdzić, czy jest gwarancja, że dziecko przyjmujące chrzest otrzyma w czasie wzrastania wynikającą z wiary strukturę życia.

Trzeba postawić sobie jasno pytanie czy zapewnia się ochrzczonemu dziecku wzrastanie w środowisku wiary i czy otrzyma ono stosowną pomoc ze strony dorosłych, by wzrastać w postawie, odzwierciedlającej tajemnice wiary w jednego Boga na każdą okoliczność. Bywa czasem niestety tak - i to nierzadko - że ochrzczone dziecko wzrasta w atmosferze rozdwojenia: kiedy trzeba, wyznaje się jednego Boga w Kościele, ale kiedy zaistnieje potrzeba pokłonienia się jakiemukolwiek innemu bożkowi, czyli czemuś, co np. pomoże w karierze, w zaspokojeniu aspiracji czy uczuć, łatwo przechodzi się do uznania roli boga-pieniądza, boga-poplecznika, boga, który mi "załatwi", boga spełnienia relacji międzyludzkich i koncepcji życia podpowiedzianych przez świat, przez tzw. postępowość, przez nowoczesność. Następuje rozdźwięk między wiarą a życiem.

Strzec autentyczności wiary

Skoro wierzę, że Bóg jeden jedyny poprowadzi mnie przez moje życie wtedy, kiedy idę drogą Jego przykazań, wtedy wiem, że przykazanie "Nie mów fałszywego świadectwa", znaczy "nie mów fałszywego świadectwa", "Nie zabijaj" to znaczy dokładnie "nie zabijaj", "Nie cudzołóż" to nie cudzołóż. Jeśli zaś ja tych przykazań - podobnie też prawd Ewangelii - nie akceptuję w pełni, traktuję je wybiórczo, stosownie do mego uznania, to znaczy, że nie akceptuję jedynego Boga. Naturalnie, znajdę zawsze pewne usprawiedliwienia i wytłumaczenia mówiąc: "No przecież w pewnych okolicznościach mogę trochę skłamać, mogę oszukać, bo mnie ktoś inny skrzywdził; ponieważ moja żona odeszła, muszę wziąć sobie inną�", wówczas wiara straci sens. Czy w takim życiu jest odniesienie do Boga, do krzyża Jezusa Chrystusa? Czy życie takiego człowieka można nazwać życiem człowieka wierzącego? "Życie mi się pokrzyżowało, bo zostałem opuszczony prze żonę czy męża. Dlatego muszę je sobie inaczej ułożyć tak, by ono mi odpowiadało". A może Pan Bóg dopuścił, żeby twoje życie się pokrzyżowało? Żebyś zobaczył, że w twoim życiu - tam, gdzie jest krzyż - jest jednocześnie zbawienie i ty to zbawienie możesz mocą Boga nieść także tym, którzy cię skrzywdzili.

My często jesteśmy kuszeni, by nie akceptować Boga i nie wierzyć Bogu, który dopuszcza, by nasze życie się pokrzyżowało. Nie chcemy Go takim przyjąć. Każdy z nas chciałby mieć Boga-bohatera, przeprowadzającego przez wszystkie trudności, stającego po naszej stronie. Tymczasem jako człowiek skażony grzechem jestem bardzo często w błędzie; potrzebuję nawrócenia, a nie przeciągnięcia Boga na moją stronę. Pan Bóg wie, co robi, kiedy dopuszcza trudności, kiedy pozwala na jakieś krzyżowanie mego życia. On jest jeden i jedyny, który wie najlepiej czego mi potrzeba i dlatego staje obok mnie jako jedyny Bóg, który w swoim Synu ukrzyżowanym i zmartwychwstałym otwiera mi drogę.

Jaki sens ma udzielanie sakramentu chrztu świętego, jeśli nie ma gwarancji, że dziecko będzie wychowywane w wierze, a jego postawy będą kształtowane według logiki Jezusa Chrystusa? - Odbędzie się jakiś tradycyjny ryt, który niekiedy znaczy tylko tyle, że ktoś akceptuje powszechnie przyjęte zwyczaje. Choć ich w pełni nie rozumie, nie ma odwagi postąpić inaczej niż wszyscy, bo naraziłby się na uwagi, komentarze lub też boi się, że gdyby tego nie spełnił jakieś fatum zaciążyłoby nad nim i nad jego dzieckiem.

Rodzice, którzy chcą ochrzcić dziecko, a są świadomi pewnych braków w dziedzinie przeżywania wiary, powinni skorzystać z różnych form proponowanych przez Kościół, pozwalających ukształtować ich wiarę i postawy na wzór chrześcijański. Są organizowane różne formy spotkań, katechezy. Może być pomocna formacja w ramach Ruchu Światło-Życie czy na Drodze Neokatechumenalnej. Wychodząc na przeciw temu zapotrzebowaniu, wzorem ubiegłego roku wznawiamy w okresie Wielkiego Postu katechezy chrzcielne. Zapraszam rodziców, którzy w najbliższym czasie chcieliby ochrzcić swoje dzieci, jak również tych, którzy aktualnie oczekują potomstwa.

Musisz najpierw zacząć rozumieć, co jest ważne dla ciebie, a potem będzie też ważne dla twojego dziecka. A może dajesz swojemu dziecku coś, z czym się nie zgadzasz? Skoro nie chcesz, żeby twoje życie było dotknięte krzyżem, bo ty tego nie rozumiesz, buntujesz się przeciwko Panu Bogu, przykazaniom i Kościołowi, po co niesiesz dziecko do kościoła, żeby zanurzyć je w krzyżu - w śmierci Jezusa Chrystusa? W sakramencie chrztu św. otrzyma ono zdolność bycia i umierania z Chrystusem. A ty cały czas, swoją postawą, będziesz mówił do swojego dziecka: "Ty masz przegrywać? Masz znieść jakąś niesprawiedliwość? Masz być skrzywdzony? Tobie może się coś nie udać? Mojemu dziecku? Ja pójdę do nauczyciela i pokażę, że moje dziecko nie może być dotknięte. Jemu nie wolno zrobić żadnej krzywdy." I to ochrzczone dziecko - na kogo rośnie? Na bożka. Bo ty jesteś bożkiem. Bo patrzysz na swoje dziecko, na karierę, na życie, na zdobywanie czegokolwiek, jako na bożyszcze.

Nasze masowe chrześcijaństwo dzisiaj nie wytrzymuje próby, która jest o wiele trudniejsza, niż prześladowania za przynależność do Kościoła w czasach komunistycznych. Przyznanie się do wiary wówczas wymagało od niektórych wielkiego heroizmu. Ale dziś jest o wiele trudniej nie korzystać z tego wszystkiego, co świat podaje jako pozornie lepsze rozwiązania. O wiele trudniej jest być wierzącym w świecie dzisiejszym, niż za czasów otwartego prześladowania. Chrześcijanin nawet w sytuacji kryzysowej, sytuacji krzyża, nie będzie szedł za obcymi bogami. Nie skróci sobie drogi, nie wejdzie w układy. Nie ustąpi, bo wie, że Pan Bóg jego przeprowadzi. Oczywiście, my potrzebujemy pomocy Kościoła, wspólnoty wierzących. One są wsparciem, ale nie wyręczą nikogo w trudzie dźwigania swojego krzyża. Nie chodzi o to, aby go obejść, ale o to, aby w tym krzyżu wytrwać, ten krzyż przyjąć.

Wyznanie wiary w Eucharystii

Jak już wspomniałem, w pierwszych wiekach chrześcijaństwa nie było wyznania wiary podczas Eucharystii, bo na jej sprawowanie przychodzili ci, którzy wierzą. Wyznaniem wiary był sam fakt, że ludzie gromadzili się na "łamanie chleba" (celebrowanie Wieczerzy Pańskiej) ryzykując swoje życie. Pierwsze ślady wprowadzenia wyznania wiary do liturgii Eucharystii pojawiają się w V-VI w. Stało się to poniekąd jako odpowiedź Kościoła na rodzące się błędy. Nastąpiły bowiem istotne zmiany w przeżywaniu chrześcijaństwa. Po edykcie mediolańskim (313 r.) chrześcijaństwo stało się religią uznaną, oficjalną i panującą, w pewnym sensie korzystniej było być chrześcijaninem, niż nim nie być. Ustały też prześladowania i do Kościoła zaczęło wchodzić coraz więcej ludzi o helleńskiej mentalności, z kręgów ówczesnej kultury i nauki, nie zawsze odpowiednio dobrze przygotowanych. Próbowali oni tłumaczyć chrześcijaństwo posługując się swoimi systemami myślowymi. Byli tacy filozofowie, którzy zamiast przyjmować prosto wiarę w Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, zaczynali spekulować na temat wiary. Czasem to ułatwiało zrozumienie, a czasem prowadziło do błędów. Pojawiały się herezje takie jak np. arianizm, który wyrażał przekonanie, że Jezus nie jest Bogiem w pełni, że jest tylko bytem stworzonym subordynowanym (podporządkowanym); pierwszym ze stworzeń, ale nie Bogiem. Podobnie i Duchowi Świętemu odmawiano boskości.

Utrzymywano, że są to byty tylko pochodzące od Boga, przez Niego stworzone. Kościół, żeby zapobiec szerzącym się błędom, by odnaleźć się w nowej sytuacji widział potrzebę częstszego wprowadzania wyznania wiary, także w ramach liturgii Eucharystii. Świadectwa historyczne wskazują na to, że wyznanie wiary wprowadzono do liturgii Eucharystii w Antiochii w V w., w Konstantynopolu w VI w., a w Rzymie na początku XI w.